Robert Maślak

Dialog kolegi Grzegorza Borka z policjantami jest zabawna, ale sprawa jak najbardziej poważna. Poczucie władzy nad obywatelem połączony z lekceważeniem obowiązków to niebezpieczny syndrom. Inna osoba pewnie by odpuściła, ale jak znam Grzegorza, to łatwo nie rezygnuje, a że świetnie zna prawo, to nie daje się wpuścić w maliny.

"Grzegorz Borek, prawnik i członek Stowarzyszenia Kieleckie Inwestycje, opisał na swoim FB, jak w poniedziałek zachęcał patrol policji na deptaku do interwencji w sprawie źle zaparkowanych samochodów. To był bardzo interesujący dialog.

Grzegorz Borek zapewnia, że zarówno zdarzenie, jak i dialog są prawdziwe. Oto dokonany przez niego zapis:
„Jadę sobie rowerem do banku na Sienkiewicza. Słońce świeci, ulica pusta, gdzieś daleko przemykają pojedyncze osoby. Środkiem idzie leniwym krokiem dwóch policjantów, rozglądają się, wypatrują spacerowiczów. Tradycyjnie nie reagują na cztery nielegalnie zaparkowane na deptaku samochody.
Zatrzymuję się przy nich, pokazuję na samochody (najbliższy dosłownie 2 m za nimi), proszę o interwencję, bo straż miejska powiedziała, że się teraz nie zajmuje parkowaniem i żeby zgłaszać to policji.

I w tym momencie następuje AKTYWACJA FUNKCJONARIUSZY:
Policjant: Pan mieszka na tej ulicy?

Ja: Nie, ale żeby zgłosić łamanie prawa to nie trzeba mieszkać.

P: Czemu pan nie ma rękawiczek?

J: Bo nie trzeba. Myję ręce od razu po wejściu do domu.

P: Czemu pan nie ma maski?

[obaj policjanci są bez masek]

J: Bo nie trzeba?

P: Dowodzik poproszę.

[daję dowód, jeden funkcjonariusz sprawdza przez radio po PESEL-u, gdzie mieszkam i czy nie mam kwarantanny]

P: To gdzie pan jedzie sobie rowerkiem, na spacerek?

J: Do banku, złożyć pełnomocnictwo mojego dziadka.

P: [triumfalnie] To jak pan wejdzie do banku bez rękawiczek i bez maski?

J: Ale to przedsiębiorca ma zapewnić rękawiczki, a masek nie trzeba.

P: A czy ma pan płyn dezynfekujący?

J: [zdziwiony] No mam, w domu i w pracy też.

P: Proszę okazać!

J: Ale jak? W domu mam.

P: Trzeba nosić przy sobie.

J: Nie trzeba.

P: Trzeba! To my panu popsikamy!

J: OK?

[psikają mi po dłoniach płynem z małej buteleczki]

P: [pouczająco] Ale wie pan, że te to tu mogą stać, bo to pewnie mieszkańcy.

J: Mieszkańcy nie mają tu prawa postoju, mogą tylko przejechać, ale nie parkować.

P: No nie wiem, nie wiem. Zresztą dostawy mogą!

J: Ale do 12.00, a jest 15.00.

P: No jak panu tak bardzo przeszkadza, to my pana od razu damy na świadka i pan będzie musiał chodzić do sądu. I co pan na to?

J: OK.

P: Do wszystkiego, do sądu i na komisariat też, wie pan gdzie jest 3. komisariat? I gdzie jest 2.? Bo to dwa?

J: OK, pójdę.

P: No to tamtego samochodu nie spiszemy, bo on jest daleko, a poza tym [mówienie coraz ciszej pod nosem] tu jeden już pojechał [westchnięcie], zostały dwa.

Po około 15 minutach kończy się spisywanie mnie, podpisuję pouczenie dla świadka (którego w końcu policjant mi nie dał) i z ciężkimi westchnieniami policjanci wydzwaniają przez radio, ustalać PESEL-e właścicieli nielegalnych pojazdów i ich miejsca zamieszkania (które nie mają znaczenia, bo na Sienkiewicza nie można parkować niezależnie od miejsca zamieszkania). A ja jadę do banku. Gdy wychodzę z banku po 15 minutach, policjantów ani dwóch samochodów nie ma. Ten dalszy oczywiście dalej sobie spokojnie stoi na deptaku”.
Tekst:
https://kielce.wyborcza.pl/…/7,47262,25853059,prosze-plyn-d…


Źródło
Opublikowano: 2020-04-09 21:48:18