Magdalena Okraska:


„Siarki produkowało się bardzo dużo i popyt na siarkę był. W schyłkowym okresie na Jeziórku było siarki milion ton zeskładowane do sprzedaży. Wtedy ceny poleciały w dół. Kanada była naszym konkurentem, tłoczyła siarkę roponośną. Nie mieli jej dużo, ale koszty produkcji były znikome, więc obniżały cenę. A my, żeby się zmieścić w kosztach, musieliśmy cenę utrzymać. Ja, jako gospodarz, puściłbym ją niższych cenach, żeby tamci nie dyktowali cen siarki, tylko żebyśmy my dyktowali. Ale tak się stało, jak się stało.
Produkowaliśmy dużo i chyba dobrze. Ale może dlatego, że za dużo, to ta siarka nie była już aż tak bardzo potrzebna. Ale przecież teraz jest potrzebna! Chodziło o zlikwidowanie zakładów-trucicieli. Gadali, że siarka zła, szkodliwa. Ale dawała bogactwo. Tona była 100-120 dolarów, a dolar kosztował przykładowo 70 zł.

Dzięki siarce powstało całe miasto Tarnobrzeg, te bloki. To znaczy miasto było, ale takie miasteczko. Później się rozrosło i dało zatrudnienie całej okolicy. Była tu jeszcze huta w Stalowej Woli, Nowa Dęba, inne zakłady, ale Siarka zatrudniała ludzi z wiosek. Nie miał wykształcenia, miał hektar czy trzy i biedolił na tym, to go zatrudnili i stał się chłoporobotnikiem. Pracował w części dla państwa w zakładzie i w części dla siebie na tej ziemi. Podwójnie był wydajny. Ludzie mu zazdrościli nawet, że o, tu robi i tu robi.

Dowożono pracowników do autobusami i to z bardzo odległych rejonów: spod Mielca, z Sarzyny, Kraśnika, z kieleckiego, aż spod Annopola. W Machowie była taka baza przerzutowa pracowników. Autobusów i stanowisk – mnóstwo. każdy wsiadał do swojego i jechał. Wszystkie wioski po drodze zabierały się”.

(Pan Marian, lat 75+, były pracownik kombinatu.
Tarnobrzeg, czerwiec 2021).


Źródło
Opublikowano: 2021-07-08 10:36:15