Obywatel:


Nasza redaktorka na występach gościnnych recenzuje nową książkę Marka Szymaniaka: „Polski reportaż gazetowy i ten w formie książkowej był zatem skolonizowany przez wolnorynkowe myślenie o świecie i Polsce, operował wyłącznie czernią i bielą. proponował systemowych rozwiązań, ani nie sugerował ich konieczności. Nie analizował strukturalnych przyczyn zastanej sytuacji, bo musiałby uderzyć w sam splot słoneczny swojego liberalnego jestestwa, czyli przyznać, że to skala celowych zaniedbań sprawiła, że istnieją obszary biedy, „niebezpieczne dzielnice” i ludzie pozostający od lat bez pracy. Łatwiej było powierzchownie opisywać status quo, skupiając się na mitycznym wolnym wyborze ubogich – nieistniejącym de facto konstrukcie, który miał rzekomo doprowadzić całe rzesze ludzi do mieszkania w zapluskwionych kamienicach, stania pod sklepem i braku zatrudnienia. Z „Dużych Formatów”, weekendowych dodatków liberalnych dzienników i popularnych książek szerokim strumieniem wylewała się klasowa niechęć i bezduszna kapitalistyczna wykładnia „nowych czasów” – obie skrywane pod płaszczem opisu sugerującego bezstronność i obiektywizm. A czytelnik z klasy średniej dobrze się bawił nad sobotnim śniadaniem, czytając o dzieciach z beczek – o cudzym, maksymalnie trudnym życiu, na którym uwłaszczali się reporterzy, by dać mu wgląd w „drugą Polskę”. Przed kilku laty zaczęto podchodzić do tematów społecznych inaczej. Obecny zalew reportaży „z prowincji” czy książek na temat jednej kwestii wpływającej na kondycję i codzienność rzesz Polaków (zapaść komunikacji publicznej, transformacja ustrojowa, bezrobocie strukturalne, emigracja młodych, kryzys mieszkaniowy i tym podobne) ma wręcz charakter mody czy trendu. Obecnie młodemu reportażyście nie wypada już pisać inaczej niż „społecznie wrażliwie”. Niektórzy z nich podejmują kolejne tematy z popularnego obecnie wachlarza: katastrofa klimatyczna, problem smogu, mieszkalnictwo, reprywatyzacja – miotając się od spektrum do spektrum, by zadowolić tego samego czytelnika z klasy średniej, który tymczasem odrobinę uwrażliwił się społecznie i nie chce już, by historia o dzieciach z beczek była jedynie opowieścią grozy i potępienia, lecz żąda tła społecznego i pogłębienia problemu. Reportażystom, tym popularnym i tym debiutującym, ten nowy zwrot udaje się różnie. Swojego wielkomiejskiego oglądu nie schowasz do kieszeni. Zawsze coś się wymknie – a to niepotrzebny ozdobnik w postaci epitetu nieżyczliwie opisującego rozmówcę, a to własna ignorancja w opisach odautorskich (natrafiłam na przykład na twierdzenie, że wieś złożona z tysiąca domów jest „mała” –w porównaniu z Warszawą z pewnością – albo że mrożone morza po 80 zł za kilogram są „tanie”), a to nadmierna tendencja oceniająca. Widać to u autorów takich jak Filip Springer, Marcin Kącki czy Agnieszka Pajączkowska, a także w nowo wydanym Cyrku polskim Dawida Krawczyka. Wszyscy ci autorzy próbują tego rodzaju pułapek uniknąć, a także gwałtownie odżegnują się od posiadania jakichkolwiek wdrukowanych przedzałożeń i uprzedzeń – a jednak wspomniane szycia wciąż można dostrzec. Marek Szymaniak, autor Urobionych i Zapaści, zasługuje na uwagę i szacunek przede wszystkim dlatego, że lawiruje pomiędzy tematami”. Całość w linku:

Praca, a potem długo nic – Magdalena Okraska | Nowy Napis

Źródło
Opublikowano: 2021-08-13 21:09:17