Bartosz Migas:


Zanim Sara wsiądzie do samochodu straży granicznej, przypominam jej, że za niedługo umawiamy się na kawę w jakimś miłym miejscu, i że ja stawiam. Sara się uśmiecha i mocno mnie przytula. Przez chwilę czuję jej brzuch, w którym nosi 5-miesięczne dziecko. Wiem, że Sara szuka dla niego dobrego imienia, silnego, takiego, które je ochroni. Śmiałyśmy się, kiedy Kasia zaproponowała Odyseusza. Teraz stoi gotowa do drogi. Obok niej jej mąż Hassan. Kiedy wybuchła wojna w Syrii, miał 14 lat. Przestał chodzić do szkoły i już nigdy do niej nie wrócił.

prawej od Sary stoi jeszcze Anas. Płacze. Odkąd w Białorusi miał wypadek i przeszedł wstrząs mózgu, ma problemy ze wzrokiem. Czasem widzi tylko ciemność. Ma tylko jedno marzenie – nie zostać wysłanym z powrotem na granicę. Widok mundurów sprawia, że zaczynają trząść mu się ręce. I chyba wtedy właśnie pojawia się ciemność zamiast obrazu. Przez większą część interwencji straży trzymałam go za rękę. Żeby nie płakał.

Jest jeszcze Bashar. Chętny do rozmów, wesoły 25-latek. Podobnie jak jego kuzyn Anas, uciekł z Syrii w obawie przed powołaniem do wojska. Nie chce walczyć. Chce pracować. Zdążył skończyć prawo. Na placówkę straży pojedzie w samochodzie razem z Machińską. Spokojnie oddycha. Trochę się krzywi. Bolą go niedawno połamane żebra.

Spędziłyśmy z nimi sześć godzin w lesie, na słonecznej polanie. Jak już zrobiłyśmy wszystko co do nas należało, zjadłyśmy z nimi śniadanie (tuńczyka z puszki), obejrzałyśmy zdjęcia ich rodzin, które mieli w telefonach, poznałyśmy trochę ich życie przed granicą. Kiedy stoją i czekają na rozkaz straży, nie są obcymi. Żegnamy się z nimi jak z bliskimi. Z nadzieją, że się spotkamy. Byle nie w lesie. Nie tu.

Wieczorem najpierw dzwoni telefon od ludzi RPO – złożyli przy nas wnioski na placówce straży. A potem niegłośny sms od prawnika – całą czwórka dostała interim measures z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Może ta kawa wcale nie jest taka nierealna…


Źródło
Opublikowano: 2021-10-30 11:44:05