Robert Maślak:

[ad_1]
Kler powinien być trzymany z daleka od dzieci. Tutaj ksiądz próbuje wybielić okrucieństwo zakonnic w Jordanowie, opowiadając o swoistym safari jakie urządził innym dzieciom do tego ośrodka. Wybija się kompletny brak refleksji nad tym, że to naruszanie godności osób w ośrodku, że to doświadczenie może być za trudne dla młodzieży „zwiedzającej” ośrodek. Wreszcie zero refleksji nad tym, że jeśli ktoś nie ma kompetencji, to nie powinien zajmować się osobami chorymi. Ksiądz po prostu zabrał dzieci z oazy do ośrodka jak do zoo – żeby sobie popatrzyły na te gorsze dzieci, trzymane klatkach, przywiązywane do łóżek, a na koniec ciasteczka i herbatka. Ksiądz nie widzi przemocy, kompletnie niewłaściwego traktowania, nie przeszkadza mu klatka i sznury i cała swoista „opieka” w tym ośrodku.

Opis księdza poniżej, a tutaj podaję link do nowego reportażu Polsatu na temat tego koszmarnego miejsca. Bicie, wiązanie, zamykanie, zmuszanie, do tego fasadowe kontrole: https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2022-06-24/interwencja-zakonnice-z-jordanowa-znecaly-sie-nad-dziecmi-byly-bite-i-zamykane-w-klatkach/

A oto opis księdza:
„Wokół Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie.
Byłem i widziałem… Daję świadectwo.
W poprzedniej parafii przez całe lata prowadziłem młodzież oazową. Moja młodzież wielokrotnie przychodziła do mnie z problemami i pytaniami o życie Kościoła, o wydarzenia, skandale, kryzysy, sensacje… Wśród tematów pojawiała się również sprawa troski o potrzebujących. Różne organizacje, stowarzyszenia, choćby WOŚP robią tyle dobrego… A Kościół? Nie widać jego działalności…
Zaproponowałem więc grupie najstarszej młodzieży pewną wycieczkę, aby zobaczyli co w praktyce robi Kościół dla potrzebujących. Pojechaliśmy do jednej z moich poprzednich parafii, gdzie znajduje się dom opieki prowadzony przez siostry zakonne. Po przekroczeniu klasztornej furty, wraz z młodzieżą odwiedzaliśmy wszystkie pokoje i sale gdzie przebywały niepełnosprawne dziewczęta. Część dzieci leży w łóżkach podłączona do aparatury, niektóre z nich przywiązane do łóżek, aby w chwili ataku nie zrobiły sobie krzywdy. Te dzieci zostały oddane siostrom, bo rodziny nie miały sił opiekować się dziećmi będącymi w takich poważnych stanach. Te dziewczęta nigdy z tych łóżek nie wstaną… Młodzież mogła te dziewczęta potrzymać za rękę, pogłaskać, przytulić. To było mocne doświadczenie.
Potem przeszliśmy do innych pomieszczeń, gdzie były dziewczęta /a właściwie nawet starsze kobiety/ niepełnosprawne intelektualnie, mające poważne zaburzenia psychiczne… Jedne przytulały się do nas z całych sił, a inne szarpały, kopały, próbowały gryźć…
Na końcu siostry poczęstowały nas herbatą i ciastkami, ale młodzież nie bardzo chciała jeść… Łzy w oczach i ból żołądka to była reakcja na wizytę w tym domu. Już nie musiałem mojej młodzieży tłumaczyć co robi Kościół wobec potrzebujących.
Wspominam tą wycieczkę z młodzieżą oazową dlatego, że ten dom opieki, który wtedy odwiedziliśmy to Dom Pomocy Społecznej w Jordanowie, gdzie od ponad siedemdziesięciu lat pracują siostry Prezentki, które opiekują się najtrudniejszymi przypadkami… To nie jest dom dla panienek z dobrych domów. To jest dom, w którym znajdują miejsce i opiekę dziewczęta, kobiety którymi nikt inny zająć się nie chce, albo już nie potrafi…
Przez siedem lat, kilka razy w miesiącu byłem w tym domu opieki. Odprawiałem nabożeństwa, spotykałem się z siostrami i świeckimi pracownikami, odwiedzałem dzieci… Widziałem metalową klatkę, w której zamykano szczególnie niebezpieczne osoby, w trosce o to, aby sobie czy innym nie zrobiły krzywdy… Widziałem dzieci przywiązane do łóżek, aby uchronić je przed wypadnięciem z łóżka i przed połamaniem… Zdarzało się, że opuszczałem ten dom będąc posiniaczony, obity, czasem ugryziony… ale zawsze z poczuciem, że dotykałem Chrystusa obecnego wśród tych najbardziej cierpiących i zapomnianych.
Kiedy tak obserwuję bezrefleksyjną nienawiść, która wylewa się wobec sióstr i wobec tego domu w Jordanowie, to stawiam sobie pytanie: czy tu naprawdę chodzi do dobro tych niepełnosprawnych dziewcząt i kobiet?
Tak jak kiedyś – oskarżeniami, które nie znalazły żadnych sądowych wyroków – udało się zniszczyć księdza Jacka Stryczka, założyciela Szlachetnej Paczki, tak teraz próbuje się zniszczyć kolejne, ciche, pokorne dzieło ludzi, którzy całe swoje życie poświęcili tym najbardziej zapomnianym.
A przecież ten dom, jak wszystkie podobne placówki stale był poddawany rożnym kontrolom. Bliscy zawsze mieli możliwość odwiedzenia swoich dzieci… Czy naprawdę chcieliby trzymać swoje niepełnosprawne dzieci w miejscu, które by pomnażało ich cierpienie? Wiele razy – ze względu, że pracowałem w tej parafii – ludzie pytali mnie, czy nie mam jakiegoś dojścia, aby można tam było umieścić ich dziecko… A miejsce zazwyczaj zwalniało się w jeden sposób i tak przesuwała się długa kolejka oczekujących.
Tak łatwo się oskarża, tak bezrefleksyjnie się wyrokuje i skazuje…
Jeśli są czy były jakieś uchybienia to może lepiej je naprawić, niż wszystko zniszczyć…
Jak bardzo chciałbym tych wszystkich, którzy tak szybko potępiają zabrać na tydzień do tego domu, aby przekonali się jak wygląda tamtejsze życie… A jest to życie, od którego większość odwraca wzrok, którego wielu unieść nigdy by nie potrafiło…
Zapewne – jeśli by wytrzymali tydzień – wyszliby z bólem brzucha i łzami w oczach…
Ks. Dariusz Głuszko


[ad_2]

Źródło: Robert Maślak
Więcej w kategorii: Robert Maślak
Opublikowano: 2022-06-27 01:05:20