Ruch wolnych ludzi
Rząd się nie myli nigdy, ale na wszelki wypadek jak ognia unika pytania się o zdanie społeczeństwa. Może dlatego, że społeczeństwo w takich sprawach jak system edukacji (sprawa sześciolatków, czy likwidacji szkół), prywatyzacji, wojny w Afganistanie ma inne zdanie niż rząd. Zatem musi się mylić. W tej sytuacji referendum, jako instrument demokratyzacji państwa zawłaszczonego przez partie rządzące, nie może jakoś się odbyć. Nawet wtedy, kiedy prosi o nie milion obywateli. Dlaczego? Bo partia, która liczy sobie w porywach dwadzieścia- trzydzieści tysięcy osób, żyjących zwykle z naszych podatków – mówi nie, bo nie. Władza nie ufa w mądrość społeczeństwa, obywatele nie ufają władzy, ale na szczęście dla rządzących ci obywatele nie mają nic do powiedzenia. I ten system nazywa się w Polsce demokracją. Im bardziej demokracja przedstawicielska zawodzi jako mechanizm odzwierciedlający interesy i przekonania większości Polek i Polaków, tym zacieklej władza zwalcza mechanizm demokracji bezpośredniej, odrzucając kolejne wnioski o referendum. I nie ma tak naprawdę partii, która byłaby w stanie w tym zasadniczym sporze o prawo do samostanowienia ludzi stanąć po stronie obywateli. Partie wspierają wnioski i referenda tylko wtedy, kiedy jest to dla nich wygodne. Nikt bowiem nie chce wystawiać swoich poglądów pod osąd publiczny. Partia, która w sposób pryncypialny poparła by każdy wniosek o referendum, uznała by tym samym demokratyczną zasadę ludowładztwa. Partia, która walczyła by w kampanii referendalnej o zgodny z jej programem wynik głosowania, mogłaby nie tylko udrożnić system demokratyczny, ale i przejąć władzę w państwie, uzyskując mocny mandat do rządzenia. I do takiej partii chętnie przystąpię, a jak trzeba zrobię wszystko, aby ona powstała. Na razie ukształtowany po 1989 roku system partyjny prowadzi do wyłonienia rządów, które – wbrew woli większości – wprowadzają kolejne trudne, antyspołeczne reformy.
Przez osiem lat siedzieliśmy w piwnicy na warszawskim Grochowie i pomagaliśmy jako Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej biednym ludziom wychodzić kłopotów. Uczyliśmy się ich problemów. Przechodziliśmy najlepszy z możliwych kurs edukacji obywatelskiej. Poznawaliśmy rzeczywistość od strony, od której nie znają i chyba nie chcą jej znać politycy parlamentarni. Dlatego mieliśmy odwagę zrobić następny krok i rozpocząć budowę ugrupowania, które upomni się o te część społeczeństwa, a jest to z pewnością większość, z którą nie liczy się władza ani ustawodawcza, ani wykonawcza. Nie liczy się z ich interesami ani z ich opiniami. I wszystko jedno czy chodzi o politykę zagraniczną, edukację sześciolatków, eksmisje na bruk, czy system podatkowy. Zasadą jest ignorowanie zdania większości i rządy uprzywilejowanej mniejszości.
Ruch Sprawiedliwości Społecznej to próba oddolnej samoorganizacji obywateli wykluczonych z najważniejszej funkcji w państwie, współdecydowania o własnym losie. Organizujemy tych, którym pensja nie wystarcza na utrzymanie rodziny, tych którzy toną w długach, tych którzy pracują w pocie czoła, żeby Donald Tusk mógł jeździć na szczyty europejskie i chwalić się sukcesem gospodarczym, którego owoce konsumują pozbawione serca elity władzy i pieniądza.
Każdy kto czuje, że w Polsce potrzebny jest przełom i kto tu i teraz chce walczyć z niesprawiedliwością może do niej przystąpić. Nie jesteśmy dogmatykami, nie posiedliśmy uniwersalnej prawdy o świecie, ale umiemy patrzeć i liczyć. Widzimy inne kraje europejskie, w których obywateli traktuje się lepiej, w których dochód narodowy dzielony jest sprawiedliwiej, gdzie różnice społeczne nie są tak ogromne i samo to porównanie wyznacza nam kierunek działania. Są wśród nas ludzie o bardzo różnych wizjach przemiany społecznej, ale dla każdego jest miejsce, bo zamierzamy się pięknie różnić, a nie wymuszać jedność i podporządkowanie się "jedynie słusznej linii partii". Istniejące dziś na scenie politycznej ugrupowania łączy leninowska zasada "centralizmu demokratycznego" My tę zasadę odrzucamy i stawiamy na wielonurtowość, bogactwo myśli i idei. Dyskusję i jedność w działaniu. Działaniu na rzecz wspólnot lokalnych, walk pracowniczych, związkowych, w obronie pokrzywdzonych jednostek i grup zawodowych. Działaniem w obronie słabszych, a nie pustymi obietnicami będziemy sobie zjednywać zwolenników, aż przyjdzie dzień kiedy zwykli zastraszeni przez system, zgnębieni codzienną walką o byt obywatele uznają nas za narzędzie w walce o swoje interesy, których przez 23 lata transformacji nikt z polityków nie dostrzegał choć wiele na ten temat kłamano w czasie kampanii wyborczych.
Jesteśmy za równością, bo nadmierne różnice majątkowe to zniewolenie ubożejącej większości społeczeństwa. I tylko niwelowanie tych różnic uczyni ludzi wolnymi. Wolnymi od strachu, wyzysku i biedy.
Źródło
Opublikowano: 2013-12-13 10:30:05