Nieprzeprowadzenie wywiadu z Polańskim byłoby „abdykowaniem z dziennikarstwa”

Michnik z Kurskim opublikowali swój wywiad z Romanem Polańskim w dzisiejszej Wyborczej. Szczerze polecałbym przeczytanie go, gdyby nie fakt, że w tym celu trzeba kupić Wyborczą. Nawet podtarcie dupy tą gazetą może tylko sprawić, że ubrudzi się ona jeszcze bardziej.

Jarosław Kurski na dzień dobry płaczliwie tłumaczy, że nieprzeprowadzenie wywiadu z Polańskim byłoby „abdykowaniem z dziennikarstwa”. Ciężko go zrozumieć, bo jego język znajduje się zbyt głęboko w odbycie słynnego reżysera. Próbuje udawać bezstronnego obserwatora, którego obowiązkiem jest zadawać pytania i poszukiwać prawdy… po czym sugeruje, że ofiary Polańskiego oskarżyły go fałszywie. Rzeczywiście, panie Kurski, tak właśnie robi człowiek bez ugruntowanej opinii.

Jeśli spodziewacie się, że wielki artysta będzie bronić się w jakiś oryginalny sposób, to jesteście w błędzie. Jeśli pozbyć się kwiecistych porównań, śliskiej mowy mającej zabezpieczyć Polańskiego przed procesem o zniesławienie i odwołań do słynnych postaci, to mamy typową obronę zwyczajnego gwałciciela. Równie dobrze można wysłuchać 19-letniego Seby, który zerżnął w krzakach pijaną 14-letnią koleżankę, albo wąsatego właściciela hurtowni oskarżonego o molestowanie sekretarki. Jest typowy argument, że przecież nie musi nikogo gwałcić, bo zdziry tak lecą na jego kasę, że musi się od nich opędzać. Analny gwałt na 13-latce to było coś, co mu się zdarzyło niczym stłuczka na parkingu i za co już odpokutował wraz z resztą winowajców, czyli Samanthą i jej matką. Niczym w dowcipie „A wystarczy raz wyruchać kozę…”, Polański żali się, że łatwo jest go oskarżyć o kolejne gwałty, że stał się łatwym celem dla chciwych, żądnych sławy kurew.

Polański nie ma też żadnego poczucia żenady. Na łamach jednego z najbardziej poczytnych dzienników w Polsce – którego dwaj szefowie osobiście przeprowadzają z nim wywiad i traktują jak króla odwiedzającego swoje włości – porównuje się do skazanego na śmierć i pozbawionego prawa do ostatniego słowa. Cały wywiad jest płaczem rozpuszczonego bogacza i celebryty, który tak przywykł do uwielbienia i adoracji, że jakiekolwiek słowa krytyki są dla niego równoznaczne z egzekucją. A Michnik i Kurski klepią go przy tym po plecach i utwierdzają w przekonaniu, że naprawdę jest wyjątkowy, że osoba tak wybitna nie powinna musieć się tłumaczyć z takich drobiazgów, jak gwałt na nieletniej.

Zdarzyło mi się porównywać Polańskiego do Trynkiewicza, ale to nie jest zbyt uczciwe. Cokolwiek nie powiedzieć o Trynkiewiczu, on już raczej nikogo nie zgwałci i nie zamorduje. Nawet jakby nie przebywał w nie-więzieniu stworzonym specjalnie dla niego, z którego nigdy nie wyjdzie, to społeczeństwo raczej nie postawiłoby go w sytuacji, w której gwałt byłby możliwy. Nikt nie zatrudniłby go do pracy z dziećmi, a ktokolwiek znałby jego tożsamość, trzymałby je od niego z daleka. W przypadku, gdyby w promieniu kilku kilometrów od jego miejsca zamieszkania ktoś dokonał zbrodni, byłby pierwszym podejrzanym.

Polański, jako członek elity, może zgwałcić kogo chce. Ewidentnie po 40 latach nie widzi w tym nic złego i sam czuje się ofiarą Samanthy Geimer, albo nieszczęśliwego splotu okoliczności, który umieścił ją w jego łóżku i kazał mu wejść jej w odbyt. Stado klakierów utwierdza go w przekonaniu, że jako wybitny artysta nie może być winny – a nawet jeśli jest, to zwykłemu śmiertelnikowi nie wolno go osądzać. Jeżeli zostanie oskarżony o gwałt, bronić go będą inni wielcy artyści, poczytne dzienniki i stado szaraczków zachwyconych jego twórczością. Skoro duża część społeczeństwa utrzymuje go w przekonaniu, że jego penis w dupie dziecka jest dla tegoż właściwie zaszczytem i okazją na zarobienie wielkiej kasy – dlaczego miałby nie gwałcić? Co go przed tym ma powstrzymywać? Jego nieskazitelna moralność, która każe mu się uważać za ofiarę 13-letniego sukuba? Czy może lęk przed dotkliwą karą, taką jak niezaproszenie go na jedną z miliarda gal lub spotkań?

Źródło
Opublikowano: 2019-12-21 17:28:39