Wystarczy bywać w pobliskim lesie, żeby wiedzieć i widzieć, że jest tak sucho, jak nigdy o tej porze roku nie było. Bo d

Remigiusz Okraska:

[ad_1]

Wystarczy bywać w pobliskim lesie, żeby wiedzieć i widzieć, że jest tak sucho, jak nigdy o tej porze roku nie było. Bo deszcz prawie nie pada, bo śniegu było mało, bo poprzednie długie, gorące i suche lato wysuszyło wszystko dokładnie. To jest to globalne ocieplenie, którego według durniów i/lub szmatławych typów z prawicy – nie ma lub jest "procesem naturalnym".

I nie jest to po prostu zjawisko przyrodnicze, takie jak wiele innych. Oznacza ono wysychanie wielu zbiorników wody, opadanie poziomu wód gruntowych i podziemnych, obniżenie wilgotności lasów, łąk i pól. To z kolei oznacza pożary lasów, ich usychanie oraz ich podatność – szczególnie tych gospodarczych – na różne czynniki obniżające produktywność. Oznacza susze w rolnictwie i mniejsze zbiory plonów, a zatem także droższe warzywa i owoce, czyli wyższe ceny w sklepach. Oznacza mniej wody w gospodarce, czyli jej wyższe ceny oraz kłopoty z rentownością, a nawet z samym funkcjonowaniem części biznesu – mnóstwo wody zużywa przemysł ciężki, mnóstwo zużywa rolnictwo, mnóstwo potrzeba jej na chłodzenie elektrowni. Oznacza zużywanie większej ilości energii, żeby żyć jako tako komfortowo – klimatyzacja itp.

Specjalnie wspominam tylko to, co dotyczy w sposób namacalny i łatwo dostrzegalny (np. w portfelu) większości z nas, czyli głównie wyższych kosztów życia za porównywalny lub niższy komfort. Oprócz tego oczywiście będą koszmarne upały, burze, trąby powietrzne, katastrofy naturalne, będzie też całościowy proces wysychania, obumierania, stepowienia i pustynnienia przyrody. Już dzisiaj media alarmują o zamieraniu lasów (na razie monokultur sosnowych, cenionych przez panów leśników, bo sadzi się rządki, szybko rosną, szybko wycinasz i sprzedajesz), ich podatności na pożary, o suszy w rolnictwie i zapowiedzi niskich plonów, to o Polsce, a także o tym, że Hiszpania pustynnieje. Mówią o tym zwykłe media – nie jakieś ekologiczne niszowe portale, nie alternatywni dziwacy, mówią o tym media mainstreamowe, naukowcy mainstreamowi, co bardziej przytomni rolnicy i leśnicy. Ponura przyszłość nadeszła szybciej niż się spodziewaliśmy, o wiele szybciej, a to dopiero początek.

Gdyby w polskim parlamencie nie siedziało stado leniwych cymbałów, mielibyśmy alarm. Poszłyby w kąt pyskówki o gender, straszenie Niemcem, kult wyklętych, kłótnie o demokrację i praworządność, i wiele innych tematów, które z punktu widzenia dobrostanu naszego gatunku, a zatem także zbiorowości Polaków i Polek, są trzeciorzędne wobec tego, co się dzieje. To samo w świecie intelektualnym – mielibyśmy w nim o wiele więcej "zielonych" wizji i programów, a mniej brandzlowania się Chinami, Trumpem, geopolityką, kawiarnianymi przepychankami o slogany, ciekawostki, przypisy i martwe idee. Mielibyśmy zamiast tego program budowy elektrowni atomowych i zarazem wspierania OZE (węgiel będzie nam potrzebny nawet przy ich rozwoju jeszcze kilka dekad, więc z poszanowaniem górników i wsparciem śląskiego regionu przemysłowego można to zrobić sensownie i bez ludzkich tragedii). Mielibyśmy embargo na wycinanie lasów oraz ogromny program sadzenia milionów nowych drzew, szczególnie gatunków liściastych. Mielibyśmy zakaz wycinania drzew w mieście i przy drogach z wyjątkiem absolutnego minimum. Mielibyśmy wielki program oszczędzania wody – szczególnie w przemyśle i na zbytki konsumpcyjne (typu mycie auta co tydzień), a także odejście od melioracji, odtwarzanie małej retencji w modelu przyjaznym przyrodzie. Mielibyśmy odejście od rolniczych monokultur na rzecz rolnictwa różnorodnego, odtwarzanie przyrody "rolnej" (miedze, zadrzewienia śródpolne, przywrócenie gdzie się da niespływania wody opadowej). Mielibyśmy reorientację produkcji żywności z nastawionej na mięso i nabiał na o wiele bardziej roślinną, bo wymagającą znacznie mniej wody i energii do produkcji oraz niewymagającą rolnictwa tak intensywnego, przemysłowego i wielkoskalowego. Mielibyśmy ogromny program odchodzenia od motoryzacji indywidualnej oraz ekologizacji i obniżania energochłonności substancji mieszkaniowej. Mielibyśmy koniec pomysłów typu betonowanie potoków, koryt rzecznych, regulacja dużych rzek itp.

Należałoby też skończyć ze złotą sarmacką wolnością, która pozwala wycinać drzewa na prywatnej posesji, wykładać ją kostką brukową, uważać nieograniczoną liczbę przejazdów samochodem za podstawowe prawo człowieka, podobnie jak wielu innych rodzajów marnotrawnej konsumpcji. Oczywiście nie chodzi o to, żeby znowu każdy i każda zanosili plastikową buteleczkę do pojemniczka, bo to słuszna postawa, ale zostawianie kwestii zmiany systemowej indywidualnym postawom milionów różnorodnych ludzi to prosty przepis na klęskę tego przedsięwzięcia. Władza powinna wspierać, ułatwiać, a gdy trzeba to twardo zakazywać i karać.

To wszystko należałoby zrobić już teraz, zaraz, bo na efekty trzeba będzie poczekać sporo czasu. Mielibyśmy współpracę ponad podziałami, bo nie ma nic bardziej elementarnie wspólnotowego i bardziej związanego z dobrem wspólnym niż dbałość o zapewnienie dziś i jutro świata, w którym można żyć i który nadaje się do życia. Biedroń z Kaczyńskim, Giertych z Pawłowicz itd., to powinno być porozumienie ponad podziałami ludzi elementarnie przytomnych i odpowiedzialnych.

Brzmi jak utopia? Zapewne, ale alternatywą jest koszmarna dystopia, i to wkrótce. I nie jest to straszenie, wymysły, histerie, to się dzieje tu i już teraz, i tylko ślepcy i głupcy sądzą, że jest inaczej.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2019-04-23 18:12:32