Nasza debata na temat edukacji od dawna była postawiona na głowie. Dyskutowaliśmy o liczbie godzin historii, wprowadzaliśmy i likwidowaliśmy gimnazja, robiliśmy szum wokół kupowania laptopów do szkół. Brakowało czasu i chęci, aby na serio rozmawiać o dwóch fundamentach szkoły: nauczycielach i uczniach.
Dziś ci pierwsi zaczynają walkę o swoje prawa. Sprawa jest prosta. Nie ma porządnej szkoły bez dobrze opłacanych, zmotywowanych, cieszących się szacunkiem społecznym nauczycieli. Nie pomoże dodawanie kolejnych godzin historii, nie pomogą nowe laptopy ani zmiany w systemie edukacji. Bez dobrej pracy nauczycieli to wszystko na nic, a nie ma dobrej pracy bez godnego wynagrodzenia i poczucia godności.
Cieszę się, że nauczyciele zdecydowali się na strajk. Bo to też lekcja dla nas wszystkich jak wygląda zbiorowa walka o swoje prawa. Tomasz Wróblewski (były redaktor naczelny „Newsweeka” i „Rzeczpospolitej”) straszy na Twitterze, pisząc: „w miarę jak umacnia się socjalistyczny model rządzenia w Polsce, będzie przybywać protestów paraliżujących życie. To typowe zjawisko dla systemów rozdawniczo-socjalnych w Europie Zachodniej”. To jest głos starej Polski, starej elity – pod względem mentalnym, nie wieku – która zakochała się w micie rynku rozwiązującego wszystkie problemy naszego świata. Która boi się solidarnej walki o godne warunki pracy.
W jednym Wróblewski ma rację. Na Zachodzie strajki są czymś normalnym, traktuje się je jako zrozumiały, demokratyczny sposób dochodzenia swoich praw. Zawsze mnie zdumiewało, że w Polsce ci, którzy najgłośniej krzyczeli o Europie i Zachodzie, tak bardzo nie chcieli dostosować się do europejskich i zachodnich rozwiązań. Nazywali strajki przejawem roszczeniowości, choć na wymarzonym Zachodzie są one traktowane z powagą i szacunkiem. Domagali się całkowitego wycofania państwa z działalności gospodarczej, choć na Zachodzie nawet po latach fundamentalizmu rynkowego państwo wciąż pełni aktywną rolę w tej sferze. Obrzydzali związki zawodowe, choć na Zachodzie mają się one nadal całkiem nieźle zważywszy na to, jak mocno bili w nie fanatycy rynkowi.
Nauczyciele i nauczycielki mogą zrobić więcej w kwestii wprowadzania do Polski „europejskich standardów” niż zblazowane autorytety, które od lat krzyczą „Europa”, „Zachód”, „postęp”, ale mentalnie utknęły w polskich fantazjach o świecie z lat 90. XX wieku.
Źródło
Opublikowano: 2019-04-08 09:50:06