Robert Maślak

Religijność młodych w Polsce spada w Polsce w zawrotnym tempie. Już zeszłoroczny raport Pew Research Center pokaał, że najszybciej spośród 108 badanych krajów. 10 lat temu 80% uważało się za wierzących, w zeszłym roku 63%.W lekcjach religii w 2010 r. brało udział 93% uczniów, teraz 70%, a w dużych miastach 44%. Jeśli to tempo się utrzyma, to wśród młodych z całego kraju, chodzący na religię staną się mniejszością w 2026 roku, podobnie jak osoby wierzące.

"Gdybym był wysoko postawionym przedstawicielem Episkopatu, dzień i noc zastanawiałbym się, co zrobić, by powstrzymać odwrót młodzieży od Kościoła. Bo liczby nie pozostawiają wątpliwości: od 10 lat polska młodzież laicyzuje się w bezprecedensowym tempie. Może jeszcze nie widać tego w sondażach, na manifestacjach opozycji czy przy urnach do głosowania, ale żyjemy w okresie świeckiej rewolucji młodych.
Już raport Pew Research Center z roku 2018 pokazał, że w Polsce spadek religijności wśród młodych jest największy ze wszystkich 108 (!) przebadanych państw. A że CBOS już od 1990 roku co kilka lat przeprowadza wnikliwe badania młodzieży (a konkretnie uczniów ostatnich klas szkół średnich), możemy precyzyjnie porównać kolejne generacje 18-19-latków i patrzeć na długoterminowe trendy.

Poziom religijności młodych Polek i Polaków utrzymywał się na stabilnym poziomie pomiędzy rokiem 1990 a 2008: przez prawie 20 lat około 80 proc. młodych uważało się za osoby wierzące, 15 proc. – za niezdecydowane, a 5 proc. – za niewierzące. I nagle, w 2010 roku, odsetek wierzących zaczął drastycznie spadać z badania na badanie, by w 2018 roku osiągnąć zaledwie 63 proc. (przy 21 proc. niezdecydowanych i 17 proc. niewierzących).

Szybka zmiana takiej cechy jak religijność, która jest bardzo głęboko umocowana w społeczeństwie, jest socjologicznym ewenementem. Jeśli to tempo utrzyma się w najbliższych latach, około roku 2026 osoby wierzące będą stanowiły mniejszość wśród młodych. W Polsce, ostatnim bastionie chrześcijaństwa!

Najpierw przestali praktykować, potem wierzyć

Spadek uczestnictwa w lekcjach religii rozpoczął się chwilę później – w 2010 roku poziom uczestnictwa był jeszcze bardzo wysoki, wynosił 93 proc., ale już w 2013 roku rozpoczął się zjazd na łeb na szyję. Dziś na religię chodzi 70 proc. uczniów ostatnich klas szkoły średniej. Przy czym, o ile na wsiach i w miastach poniżej 20 tys. mieszkańców wciąż chodzi spora większość – 77-78 proc. – o tyle w miastach powyżej 500 tys. uczęszczający na katechezę stali się mniejszością, jest ich zaledwie 44 proc.! A jeszcze kilka lat temu to rezygnujący z religii byli niewielką, często dyskryminowaną mniejszością. Spadek uczestnictwa w lekcjach religii jest dziś nawet szybszy niż ubytek wierzących. Jeśli to tempo się utrzyma, to wśród młodych z całego kraju chodzący na religię staną się mniejszością w 2026 roku, podobnie jak osoby wierzące.

Co ciekawe, znacznie wcześniej zaczął się odwrót od uczęszczania w mszach świętych: od 1996 roku trwa konsekwentny spadek uczestnictwa młodych w praktykach religijnych. W 1996 roku 62 proc. młodych deklarowało, że chodzi do kościoła co tydzień – dziś 35 proc. W 1996 roku 37 proc. młodych nie chodziło do kościoła wcale lub najwyżej kilka razy w roku, dziś 53 proc. Okazuje się, że mimo deklarowanego w różnych badaniach konserwatyzmu i przywiązania do tradycji ponad połowa młodych Polaków to osoby niepraktykujące lub praktykujące bardzo sporadycznie. W całej populacji Polski ten odsetek wynosi 32 proc.

Dlaczego młodzi najpierw przestali praktykować, a dopiero potem wierzyć? Odchodzenie od religii przychodzi etapami. Najpierw ludzie tracą zaufanie do instytucji religijnych, ale zachowują wiarę prywatnie, w drugim etapie zaczynają kwestionować swoją wiarę, a dopiero w trzecim definitywnie się z nią rozstają. Dzisiaj polska młodzież znajduje się na etapie kwestionowania: zaledwie 37 proc. młodych deklaruje, że wierzy w Boga i nie ma co do jego istnienia wątpliwości. Pozostałe 63 proc. to osoby, które: wierzą, ale mają wątpliwości (23 proc.), czasami wierzą, a czasami nie wierzą (11 proc.), nie wierzą w osobowego Boga, ale wierzą w pewnego rodzaju siłę wyższą (9 proc.), agnostycy (10 proc.) i w końcu zdecydowani ateiści (11 proc.).

Polska młodzież właśnie opuszcza lub już opuściła Kościół, teraz zaczyna wątpić.

Kto wywołał świecką rewolucję młodych?

Co takiego się stało w 2010 roku, że rozpoczęła się świecka rewolucja młodych? Jedno wydarzenie w szczególności przychodzi do głowy: katastrofa smoleńska oraz jej następstwa, czyli to, co można by ogólnie określić „kultem smoleńskim”. Wraz z radykalizacją języka PiS religia weszła z butami do głównego nurtu polskiego życia publicznego, i to w ciężkostrawnej kombinacji z teoriami spiskowymi oraz Jarosławem Kaczyńskim.

Radiomaryjny kościelny margines – fanatyczny katolicyzm, zwany kiedyś „katotalibanem” – stał się w ciągu miesięcy oficjalną linią Kościoła, który uznał, że stawiając na nurt ludowy, rytualny, bezrefleksyjny i wchodząc w sojusz polityczny, nie zachowa status quo w modernizującym się społeczeństwie, ale też wręcz zwiększy zasoby finansowe, wpływ na prawo i praktykę państwa.

To nagłe i brutalne wejście duchowieństwa w świat polityki i vice versa spotkało się z zadowoleniem twardego elektoratu PiS, ale musiało wywołać reakcję obronną młodych ludzi, którzy – jak wynika z raportu CBOS – politykom nie ufają wcale lub prawie wcale: 80 proc. zgadza się ze zdaniem: „Większość polityków, niezależnie od tego, co mówią, naprawdę dba o swoją karierę”. Narracja katolicka, ściśle łącząc się z interesami konkretnej partii, skompromitowała się w oczach młodzieży.

Czyżby więc świecką rewolucję młodych wywołał sam Jarosław Kaczyński, który obudził uśpione polskie demony fanatyzmu religijnego i cynicznie wykorzystał je w politycznej rozgrywce? Bez przesady – żaden człowiek ani żadne wydarzenie nie są w stanie w pojedynkę zmienić głębokich trendów w czterdziestomilionowym kraju. Agresja kultu smoleńskiego była raczej kroplą, która przelała czarę, bo głębokie przyczyny świeckiej rewolucji narastały już od lat i właściwie można się dziwić, że rozpoczęła się ona późno.
Świeccy bogaci

Odejście młodych od religii w prawie wszystkich krajach zachodnich rozpoczęło się już w latach 60. Grunt pod ten proces przygotowało już oświecenie, niemniej laicyzacja na masową skalę zatriumfowała w ostatnich czterech dekadach XX wieku wraz ze zmniejszeniem się znaczenia więzów rodzinnych, wzrostem dobrobytu (a zatem poczucia bezpieczeństwa) oraz rozwojem kultury masowej, która wyniosła jednostkę – z jej pragnieniami i problemami – na piedestał. W nowoczesnym społeczeństwie masowa religia jest coraz mniej potrzebna.

Polskę z przyczyn polityczno-ekonomicznych ominęły powyższe procesy. Religia, kultywowana w życiu rodzinnym, była w PRL przetrwalnikiem tradycji narodowej i źródłem poczucia zbiorowej tożsamości w czasach, gdy komunistyczne władze i instytucje państwowe nie budziły zaufania. Ten okres nienaturalnego przedłużenia społecznej przydatności religii zakończył się po transformacji ustrojowej, kiedy poziom życia zaczął gwałtownie rosnąć, społeczne znaczenia rodziny – maleć, a uczestnictwo w zachodniej kulturze masowej stało się wśród polskiej młodzieży absolutnie powszechne.

Z raportu „Młodzież 2018” wynika, że 95 proc. młodych ma smartfony. To jeszcze nie musi być wskaźnik dobrobytu, bo dziś to urządzenie pierwszej potrzeby, bez którego jest się wykluczonym komunikacyjnie i towarzysko, ale aż 69 proc. badanych ocenia sytuację materialną swojej rodziny dobrze lub bardzo dobrze, a mediana środków, które nastolatki mają miesięcznie do wydania, to zupełnie przyzwoite 500 zł. Obecni 18-19-latkowie są bez porównania lepiej sytuowani niż ich rówieśnicy 25 lat temu.

Na całym świecie relacja pomiędzy zamożnością a religijnością jest bardzo silna – im kraj dostatniejszy, tym bardziej świecki.

Są oczywiście wyjątki, jak na przykład dość biedne (per capita), ale bardzo świeckie Chiny (ale tam duchowość jeszcze przed zwycięstwem Mao zazwyczaj była sprawą indywidualną), albo bardzo bogate, ale mimo to dość religijne Stany Zjednoczone (w których jednak od 30 lat młodzi masowo odchodzą od religii podobnie jak dziś w Polsce). Jednak wyjątki nie zmieniają ogólnej prawidłowości, która potwierdza się teraz w Polsce: bezprecedensowemu okresowi ekonomicznego i społecznego rozwoju towarzyszy spadek religijności. Ponieważ zaś przekonania religijne mają to do siebie, że zmieniają się powoli, spadek ten dotyczy w największym stopniu najmłodszych, wychowanych w drugiej dekadzie wolności, dużo nowocześniejszej, zamożniejszej i lepiej skomunikowanej ze światem niż pierwsza.

Co zabawne, do spadku religijności wśród młodzieży, mogącego odebrać PiS władzę, przyczyniło się to samo narzędzie, które mu ją dało, czyli 500 plus. Znaczne polepszenie sytuacji ekonomicznej rodzin zmniejsza bowiem poziom lęków i niepewności, a gdy ludzie przestają się bać o przetrwanie, przestają potrzebować wiary w opiekuńcze bóstwa czy życie po śmierci.
Kto chce Boga?

Laicyzacji prócz ekonomii sprzyja kultura. Okolice 2010 roku, gdy rozpoczął się odwrót młodych Polek i Polaków od religii, to okres zupełnie rewolucyjny. Wtedy właśnie internet przybrał współczesną, wszechogarniającą formę. Polska wersja YouTube’a pojawiła się w 2007 roku, a Facebooka – w 2008; w 2010 roku odsetek Polaków korzystających z sieci przekroczył 50 proc., przy czym w grupie 15-19 lat osiągnął już wtedy ponad 90 proc.

Skutek? Dziś młodzi Polacy – w przeciwieństwie do swoich dziadków – w naturalny sposób, bez udziału „lewackiej propagandy unii gejropejskiej”, po prostu będąc częścią globalnego krwiobiegu popkultury, chętniej oglądają seriale o transseksualistach na Netfliksie niż „Wiadomości” TVP. Zresztą nie muszą oglądać „Sexual Education” czy „Pose” – cała współczesna kultura masowa, która opiera się na indywidualizmie oraz na ciągłym poszukiwaniu nowości, gryzie się z kolektywistycznym i nastawionym na przeszłość katolicyzmem. Nic dziwnego, że podłączone do sieci nastolatki znajdują w religii coraz mniej sensu.

Żyjemy w dziwnym okresie. Z jednej strony w życiu publicznym od dekad nie było tyle religii, z drugiej – nigdy jeszcze młodzi nie porzucali jej w takim tempie. W geopolityce funkcjonuje teoria – według niej mocarstwo, którego wpływy zaczynają maleć, często wywołuje wojnę wtedy, gdy czuje jeszcze, że ma militarną przewagę nad rosnącą w siłę konkurencją. Być może polski Kościół zachowuje się podobnie. Wciąż jest potężny, ale szybko traci siły i powoli zaczyna czuć, że grunt osuwa mu się spod nóg, że kolejne pokolenia są już stracone. Dlatego przechodzi do totalnej ofensywy, bo to ostatni moment, kiedy może sobie na nią jeszcze pozwolić.

Jeśli tak, to strategia jest samobójcza – nic bowiem nie zniechęca młodych do religii jak uwikłanie w brudną politykę.

Mało tego, dane, które przytaczam na początku, prawdopodobnie są już nieaktualne. Ostatnia edycja badania była przeprowadzana w 2018 roku, czyli jeszcze przed premierą filmu „ nie mów nikomu” oraz kościelną nagonką na LGBT wykorzystaną instrumentalnie przez PiS w kampanii wyborczej. Wśród najmłodszych Polek i Polaków (w wieku 18-24 lat) zasięg filmu Sekielskich był największy – 53 proc. młodych film widziało, a 45 proc. nie widziało, ale o nim słyszało (badanie Kantar).

Jako że film dotyczył molestowania dzieci nie najmłodszych, ale starszych lub zaczynających dojrzewać, można przyjąć, że nastolatki mogą problem pedofilii w Kościele traktować bardziej osobiście niż ich rodzice czy dziadkowie. Do tego wśród najmłodszych Polaków najwięcej osób deklaruje, że zna osobiście geja lub lesbijkę – aż 55 proc. Można więc z ogromnym prawdopodobieństwem założyć, że w ostatnich siedmiu miesiącach proces odchodzenia od wiary jeszcze przyspieszył w reakcji na premierę filmu Sekielskich oraz nagonkę na LGBT.

Tu jednak pojawia się wątpliwość: jeśli religijność wśród młodych tak gwałtownie spada, to jak wytłumaczyć religijne wzmożenie widoczne wśród części młodzieżowych ruchów nacjonalistycznych? Czemu oficjalne hasło Marszu Niepodległości w 2017 roku brzmiało: „My chcemy Boga”?

Z badań wynika, że młodzi mężczyźni są zdecydowanie bardziej prawicowi niż młode kobiety. Jednocześnie to młode kobiety, znacznie liberalniejsze obyczajowo i wrażliwe społecznie, częściej uważają się za osoby wierzące i częściej deklarują uczestnictwo w mszach niż młodzi mężczyźni, którzy laicyzują się szybciej niż rówieśniczki. Paradoks?

Prawdopodobnie mamy do czynienia z sytuacją, w której młodzi prawicowi mężczyźni – prywatnie coraz mniej związani z religią i Kościołem, żyjący równie liberalnie co ich zachodni czy wielkomiejscy rówieśnicy z artystycznych, kreatywnych, akademickich baniek – wykorzystują religijne hasła jako slogany polityczne. Wygodny i potężny „młot na lewactwo”.

Ilustracją tej hipotezy jest sytuacja, której byłem świadkiem trzy lata temu na wystawie „Kato” artystki Kle Mens w galerii BWA w Tarnowie. Ekspozycja wzbudziła kontrowersje, gdyż składała się m.in. z obrazów przedstawiających Kle Mens jako katolicką męczennicę. Na niedzielne spotkanie z artystką wparowała bojówka Młodzieży Wszechpolskiej z wielkim transparentem: „Polska katolicka albo żadna”. Młodzi mężczyźni zagłuszali rozmowę, skandując na melodię kibicowskich przyśpiewek hasła w rodzaju: „Kościół, Kościół walczący!” albo „Wiara ojców naszą dumą!”. W obronie Kle Mens stanęły starsze mieszkanki Tarnowa, które przyszły posłuchać rozmowy. Gdy bojówkarze krzyknęli do nich: „Jak nie macie co robić, to idźcie do kościoła!”, kobiety – wierzące i praktykujące, jak przystało na konserwatywne, tradycjonalistyczne Małopolskie – odparły: „Już tam byłyśmy i was tam nie widziałyśmy!”.

Prawicowy skręt młodych w stronę religii może więc być pozorny. Co więcej, badania CBOS pokazują, że w stosunku do roku zmalał odsetek tych, którzy deklarują poglądy prawicowe, a wzrósł odsetek osób przyznających się do poglądów lewicowych.

Wśród młodych kobiet światopogląd lewicowy dominuje już nad prawicowym. Najprawdopodobniej to reakcja na skrajnie prawicowe rządy PiS, które zniechęcają młodych do prawicy w ogóle.

Przez ingerencję w prawa i swobody, w których wyrośli i są dla nich naturalne, przez zwykły obciach, ale też przez oswojenie i upartyjnienie buntu: kilka lat temu cała prawicowa narracja o „wyklętych”, „europejskich zgniłych elitach”, „polskiej tożsamości” była świeża i atrakcyjna, bo brzmiała antysystemowo, dziś sama stała się systemem. Młodym kojarzy się z aroganckimi mężczyznami w garniturach, sejmowymi korytarzami, politycznymi wiecami i lokalnymi wąsaczami pod krawatem.
Cicha świecka rewolucja

Dlaczego świecka rewolucja pozostała w ostatnich latach prawie niezauważona i w ogóle się nie przełożyła na politykę? Po pierwsze, według raportu CBOS młodzi niezbyt się interesują polityką, co pokazała nikła frekwencja w ostatnich eurowyborach (27 proc. w grupie wiekowej 18-29 lat wobec ogólnej frekwencji 46 proc.). Niepokojącym objawem jest to, że od roku 1998 rośnie odsetek osób, które uważają, że mogą liczyć na siebie (dziś to 56 proc.), a spada odsetek tych, które sądzą, że należy współpracować z innymi (32 proc.). Młodzi są więc w większości totalnymi indywidualistami i nie wierzą, że rzeczywistość da się zmienić przez wspólne działanie, dlatego rzadko angażują się politycznie.

Po drugie, młodych jest dzisiaj w Polsce po prostu mniej niż kiedykolwiek. Pokolenie dzisiejszych 20-30-latków jest pierwszym żyjącym w czasach odwróconej piramidy demograficznej, w czasach totalnej dyktatury starszych. Jego liczebna słabość powoduje, że starsi są w stanie narzucić swoje problemy całej sferze publicznej, a tematy ważne dla młodzieży przebijają się słabo albo wcale nie wypływają na powierzchnię.

Rewolucje społeczne wybuchają często wtedy, gdy dzieci wyżu demograficznego osiągają dorosłość i orientują się, że brakuje dla nich miejsca w społeczeństwie, głównie w gospodarce. Tak było na przykład w USA i Europie (w tym także w Polsce) w latach 1968-80, kiedy kluczową rolę odegrało liczne pokolenie powojennego wyżu, tak było też w krajach arabskich podczas arabskiej wiosny. Liczebny nadmiar młodych sprzyja zmianom społecznym, buntom, wojnom i destabilizacji politycznej. Efekty nadmiaru starszych są dokładnie przeciwne i dobrze widać je w dzisiejszej Polsce – to konserwatyzm społeczny oraz stagnacja polityczna: ci sami politycy rządzący na przemian.

Zwrot młodych w kierunku świeckości odbywa się po cichu. Kiedy jednak za 20 czy 30 lat pierwsze niereligijne pokolenie Polaków dojdzie w końcu do władzy, to zmieni oblicze tej ziemi.

Źródło: Raport CBOS i KBPN „Młodzież 2018”, Warszawa 2019, w szczególności Antoni Głowacki, „Religijność młodzieży i uczestnictwo w lekcjach religii w szkołach”. Pisząc „młodzi”, mam na myśli respondentów niniejszych badań, czyli uczniów ostatniego roku szkoły średniej, przede wszystkim 18- i 19-latków"

http://wyborcza.pl/…/7,124059,25073908,rodzice-i-dziadkowie…

W Polsce Bóg umiera dzisiaj. Młodzi porzucają religię, w tym tempie wierzący za 7 lat będą mniejszością

Minął termin społecznej przydatności do spożycia religii, przegrała starcie z nowoczesnością. Starsi jeszcze ją przełykają, ale młodzi szukają innych pokarmów. Być może już za siedem lat wierzący będą wśród nastolatków mniejszością.

Źródło
Opublikowano: 2019-08-13 08:37:00