Remigiusz Okraska:

[ad_1]

Znowu znikam na jakiś czas z fejsbuka, a chętnym zostawiam swój nowy tekst. W nowym numerze młodego czasopisma piszę o uśmieciowieniu/prekaryzacji pracy w Polsce – zarówno w perspektywie historycznej, jak i w obliczu obecnej pandemii. Na zachętę fragment, a cały numer i mój tekst do pobrania/przeczytania za darmo w poniższym linku: "Wspomniane refleksje, analizy i działania towarzyszyły erupcji problemu. Początek „uśmieciowienia” polskiego rynku pracy na zauważalną skalę przypadł na pierwszą połowę nowego tysiąclecia, choć samo zjawisko zastępowania bezterminowych umów o pracę umowami czasowymi zaczęło się wcześniej. W latach 2000-2003 poziom zatrudnienia na wszelkiego typu cywilnoprawnych i czasowych umowach o pracę wzrósł w Polsce z 5,9 do 20,9% ogółu zatrudnionych i jeszcze wzrastał przez kolejne lata; w 2017 roku odsetek ten wynosił 26,1%. Paradoksem jest to, że jednym z motorów napędowych tej zmiany był rząd deklaratywnie lewicowy. To w latach 2003-2004, za rządów SLD, w ramach tzw. planu Hausnera dokonano kolejnej liberalizacji zasad zatrudniania, w tym stworzono podstawy rynku pracy tymczasowej, który oddano we władanie prywatnych agencji zatrudnienia. „To wtedy zaczęła się w Polsce szerzyć plaga pracy tymczasowej, z założenia niepewnej i chwilowej” – pisał po latach Rafał Woś i wskazywał, że w 2004 agencje pracy tymczasowej pośredniczyły w zatrudnianiu 266 tys. osób, a zaledwie cztery lata później już 842 tys.
W roku 2009 wśród pracowników młodych, do 24. roku życia, aż 62% zatrudniano na umowach czasowych lub „śmieciowych”, a analitycy rynku pracy wskazywali, iż dla tego pokolenia proceder stanowi swoistą pułapkę, gdyż byliśmy państwem należącym do europejskiej czołówki krajów, w których młodym pracownikom trudno było następnie „przeskoczyć” na bardziej stabilne kontrakty. W przypadku tych wskaźników Polska była liderem lub należała do ścisłej europejskiej czołówki pod względem skali zjawiska, a unijna średnia jest o niemal połowę niższa.
Należy podkreślić, że nie jest to żadna konieczność biznesowa czy „żelazny” trend, lecz skrzętne wykorzystanie możliwości, na jakie zezwala polskie prawodawstwo i jego egzekwowanie. Dla przykładu, wszystkie umowy czasowe (w tym umowy o pracę na czas określony) obejmują w Rumunii zaledwie 1,2% ogółu zatrudnionych, na Litwie 3%, na Węgrzech 8,8%, w Słowacji i Czechach ok. 9,5% (stan na 2017, dane Eurostatu), co oznacza, że kraje z podobną przeszłością ustrojową i na analogicznym poziomie rozwoju zaniżają, niekiedy znacznie, średnią dla UE, natomiast Polska niemal dwukrotnie ją przewyższa. […] To, jak oceniamy zjawisko „uelastyczniania” rynku zatrudnienia, jest pochodną całego światopoglądu, wizji gospodarki i stosunków społecznych. Adepci liberalizmu gospodarczego powiedzą, że najważniejsza jest kondycja sektora prywatnego, że dobrobyt i pomyślność społeczną tworzą firmy i „pracodawcy”, że lepiej mieć pracę na „śmieciówce” niż żadną, że kontrakt jest dobrowolny i nikt nikomu nie przystawia pistoletu do głowy (burczący z głodu żołądek czy zaległości czynszowe za dach nad głową to nie jest przecież przymus…), że w obliczu kryzysu gospodarczego łatwe zwolnienia uprawdopodabniają przetrwanie biznesów, które z czasem zaczną znowu zatrudniać.
Optyka przeciwna mówi natomiast, że powinno się chronić przede wszystkim słabszych, bo silniejsi sobie poradzą. Że pracę wykonują, a co za tym idzie dobrobyt wytwarzają pracownicy, więc to ich dobra kondycja jest decydująca z punktu widzenia pomyślności wspólnoty (przypomnijmy, że jeszcze niedawno mieliśmy powszechne narzekania nie na niedobór przedsiębiorstw, lecz na kurczenie się zasobów kadrowych z uwagi na tendencje demograficzne). Że nawet jeśli ktoś chciałby być nieczuły na sprawy pracownicze, to pracownicy są zarazem konsumentami, a zatem ich byle jakie i niepewne zarobki oznaczają niższy popyt, mniejszą konsumpcję i malejące zyski biznesu, gdyż sama produkcja nie ma sensu bez jej odbiorców. Że zatrudnianie na „śmieciówkach” nawet w tak odpowiedzialnych zawodach jak opieka medyczna, to krótkowzroczność w ogóle, a szaleństwo w świecie narażonym na zjawiska takie jak obecna pandemia. Że państwo, które nie chroni słabszych, lecz toleruje ich złe i nierówne traktowanie, będzie miało problem z pozyskaniem zaufania społecznego. Że wspólnota, która nie jest solidarna ze słabszymi nawet w okresie prosperity, nie powinna oczekiwać z ich strony solidarności w okresie kryzysów, w tym obecnego. Że nie istnieje żadna żelazna konieczność rozpowszechnienia takiego modelu zatrudnienia, bo w innych krajach, w tym o podobnym poziomie rozwoju, nie jest ona stosowana wcale lub w o wiele mniejszym zakresie". Całość: http://dyskursidialog.org/wp-content/uploads/2020/08/DD4.pdf


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2020-08-09 18:35:45