Jak przystało na fejsbukowych opiniodawców, ze trzynaście osób czeka na moje podsumowanie wyborów, nie mogę ich zawieść. Więc nie będzie krótko i nie będzie miło, a jeśli macie inne zdanie, to fajnie, miejcie, to jest właśnie demokracja.
1. W Polsce jest demokracja i jest w znakomitym stanie. Mimo histerii o dyktaturze i że "kolejnych wyborów może już nie być", mimo łzawienia o duopolu, mamy wolne wybory, w wyborach głosuje się swobodnie na kogo się chce, do sejmu wchodzi pięć ugrupowań (w tym wcześniej w nim nieobecne), partia rządząca ledwo utrzymuje samodzielne rządy, nie ma ani dyktatury, ani duopolu. Gdybym był KODziarskim histerykiem czy salonową wrażliwką, byłoby mi dzisiaj wstyd, że opowiadałem takie brednie.
2. PiS – jedyna partia, która w III RP rządzi samodzielnie, i która robi to drugi raz z rzędu. Po prostu. Nikt nie ma startu do partii niskiego nienawistnego staruszka bez konta bankowego. Po czterech latach grillowania przez wpływową opozycję i przyjazne jej media, po otwarciu wielu pól konfliktu (w tym wielu niepotrzebnych) – zyskuje 5 punktów procentowych poparcia, setki tysięcy głosów i utrzymuje samodzielne rządy mimo że tendencje wyborcze były tym razem dla niej mniej korzystne jeśli chodzi o zdobycie samodzielnej większości.
Przyczyna? Socjal, socjal i jeszcze raz socjal. Można go na setki sposobów umniejszać, można narzekać że nie jest doskonały, że prawica nie zrobiła za nieudolną, tchórzliwą lub liberalizującą lewicę drugiej Szwecji, ale na balcerowiczowskiej ziemi jałowej PiS zrobił przewrót kopernikański. Uruchomił dziesiątki miliardów transferów socjalnych, które odmieniły oblicze tego kraju – i socjalnobytowe, i ideologiczne. Zmienił cały klimat polityczny, z "dyscypliny budżetowej" na szerokie uznanie socjalu jako oczywistości. Co więcej, w kampanii wyborczej dobitnie to zaakcentował słowami premiera oraz lidera partii rządzącej, mówiąc dotychczasowym świętym krowom, że koniec cackania się z przedsiębiorcami za pomocą utrzymywania ich biznesów i ich zysków dzięki gospodarce niskich płac. Nikt tak nie "zmienił dyskursu" na socjalny jak niedawni kumple Gilowskiej. Druga przyczyna triumfu PiS to dobre rozpoznanie tego, jacy w swej masie są Polacy i Polki. Porzucenie mitów o europejskości, ale też o ciemnogrodzie, zmierzenie się z tym społeczeństwem takim, jakie jest. Trochę konserwatywne i wspólnotowe, trochę sarmackie, trochę zaradne, a trochę uważające, że państwo ma obowiązki wobec słabszych. Taki jest polski lud, było to widać w dziesiątkach badań postaw i opinii, a w końcu jakaś partia zrozumiała, że większość dają tu socjal + pewien tradycjonalizm, a nie łączenie doktrynerskiej wody z ogniem, która nie pasuje do realnych postaw tych ludzi w tym miejscu w tych czasach. Powiem więcej: moim zdaniem gdyby PiS odpuścił podkręcanie szajb ultrakonserwatywnych i antyekologicznych (niestrawnych w takiej kumulacji nawet dla części elektoratu "nielewackiego") oraz nie szedł na zwarcie z dużymi grupami społecznymi (nauczyciele i ich rodziny), to miałby 55-60% poparcia.
Czyni to z PiS "partię ludu", pewnie że nie całego, ale jego znacznej części, pewnie że nie załatwiającą wszystkich jego bolączek, ale większą ilość niż inni. I budowanie podziału politycznego właśnie tak: partia broniąca interesów ludu kontra partie atakujące lud lub próbujące sobie wykroić kawałek tortu na zupełnie innym przecięciu, ale zawsze mniejszościowym, z wektorem bardziej na lewo lub bardziej na prawo.
W Polsce nie ma "drugiego Budapesztu", jest coś innego i politycznie o wiele bardziej brzemiennego w skutki i dalekosiężnego. Uprzejmie proszę zapamiętać, że to ja coś takiego napisałem: PiS jest prawdopodobnie awangardą zupełnie nowego podziału politycznego w skali świata. Partia ludu, ofiar globalizacji, ludzi obawiających się szybkiej modernizacji (bo "dawne życie" to ich jedyne oparcie w czasach chaosu), partia socjalu i godności kontra partie globalistów, modernizacji na siłę, odgórnych zmian bez oglądania się na wolę, chęć, możliwości i realia większości społeczeństwa. To nie jest "Budapeszt", bo Orban to w sferze gospodarki o wiele bardziej liberał, który nie socjalem, lecz szczuciem i lękami pozyskuje większość poparcia. U PiSu szczucie to mniejszość efektu wyborczego, a prawdopodobnie będzie jeszcze zmniejszało znaczenie. To nie jest prawica starego typu, która zastępowała walkę klas walką tożsamościową. To jest prawica, która realnie daje socjal i podlewa go konserwatywnym sosem, a kieruje ostrze przeciwko elitom wielkiego pieniądza, które coraz częściej są liberalne obyczajowo, bo liberalizm obyczajowy nie przeszkadza w interesach. PiS to oczywiście nie jest żadna lewica, ale nie jest to też stara neokonserwatywna sztuczka prawicy globalistycznej i liberalnej gospodarczo, wekslującej całą debatę na histerie bigoteryjno-moralnościowe.
Jednocześnie, co jest świetną wiadomością dla Polski, PiS nie wygrał zbyt wyraźnie. To oznacza, że nie społeczeństwo jest zakładnikiem partii i jej łaski, lecz partia – jego. Trzeba będzie robić socjal jeszcze większy, nie odpuszczać, obiecywać i realizować. Bo lud tylko czeka na potknięcie w tej materii, może się zrazić, plus dorastają nowe roczniki wyborców, dla których to, co wcześniej było przełomem, jak 500+, jest już zwykłą zastaną oczywistością, która „należy się”.
3. PO – ani wygryw, ani przegryw. Mimo opinii, że jest przegrywem, utrzymała przyczółki, nie rządzi w okresie, w którym nie chciała rządzić (bo w zgodzie z liberalnymi zaklęciami spodziewa się dekoniunktury i nie potrafi na nią reagować inaczej niż cięciami socjalnymi, więc boi się, że to ludzi zrazi, zatem woli poczekać na koniunkturę i na to, że kryzys zatopi PiS). Sprytną strategią o mało nie pozbawił PiSu samodzielnej większości. Utrzymał pozycję głównej partii opozycyjnej i nie dał się na niebezpieczną odległość podejść ani wiosennemu projektowi Biedronia, z którego szybko zeszło powietrze, ani sojuszowi liberalnej lewicy, której wydawało się, że już zaraz zdetronizuje PO. Konkurenci są wobec PO o całe okrążenie do tyłu, ile by sobie czegoś innego nie wyobrażali.
Co nie zmienia faktu, że to partia starego strasznego świata i barbarzyńskiej ideologii, partia wciąż mimo chwilowych gestów balcerowiczowska i eksploatatorska. Ale partia, którą lud już przegłosowuje, bo wie, że powinien to zrobić i umie to zrobić.
4. Lewica – opowiada, że ma sukces, ale ja go nie widzę. Sklejenie na siłę trzech partii dało im wspólnie wynik będący takim samym lub wręcz słabszym niż sondaże dawały jako sumę pojedynczych partii w momencie ich jednoczenia. Przypominam, że pół roku temu sama Wiosna miała sondaże rzędu 15%, a SLD miało wtedy 5-7%, Razem 1-2%. W momencie jednoczenia nawet kiepskie sondaże dawały jako sumę poparć tych partii 12-13%. To oznacza, że nie ma żadnej premii za jedność, a pozyskanie nowych wyborców okupiono utratą części starych. Na nic zdały się sondaże z 14, 15, a wręcz 16 procentami poparcia i mrzonki o doganianiu PO. A poza tym cały ten "sukces" to efekt jednej decyzji Schetyny o wywaleniu Czarzastego i SLD z Koalicji Europejskiej. Schetyna posłuchał kogoś mądrego, kto powiedział mu, że w takich realiach PO nie wygrywa starcia z PiS w modelu na zwarcie jeden na jeden. Może PiS osłabić tylko to, co o mało udało się zrobić, czyli maszerowanie oddzielnie i uderzanie razem, co przy tej ordynacji wyborczej ułatwia utratę samodzielnej większości sejmowej. Druga część "sukcesu" lewicy to to, że Czarzasty dał lewicy kilka jedynek w biorących okręgach i zarazem nie wstawił tam na dwójki silnych i rozpoznawalnych postkomunistów. Gdyby tak zrobił, pewny mandat miałby właściwie tylko Adrian Zandberg w Warszawie, bo wszedłby do sejmu nawet z 4 czy 6 miejsca na liście. Ceną za te kilka mandatów dla lewicy niepostkomunistycznej i niepalikotowskiej było jednak niemal całkowite wyparcie się dawnej agendy i dawnych ambicji – ludzie mający złożyć SLD do grobu, odbudowali szyld i żywotność SLD, ludzie mający zamykać Leszka Millera w celi są dziś w sejmie z łaski kumpli Millera i Blidy.
Bardzo umiarkowany sukces lewicy widać także wtedy, gdy niewielką stratę wobec niej ma sojusz Kukiza i PSL. Przypomnijmy: sondaże dawały Lewicy 14-15% wtedy, gdy część z nich nie dawała PSL nawet przekroczenia progu. Jeszcze bardziej to widać, gdy sojusz trzech poważnych partii lewicy ma tylko niespełna dwukrotnie większe poparcie niż antypatyczna i szurska zbieranina Konfederatów. Z której na lewicy się głównie śmieszkowało, że jest niewybieralna he he ha ha hi hi.
Cóż, lepiej mieć w sejmie ludzi z Razem niż jakiegoś, za przeproszeniem, Wenderlicha, ale wątpię, żeby coś miało z tego wyniknąć poza szczątkowym przetrwaniem partii, uratowaniem resztek twarzy w dziedzinie sprawczości oraz osobistymi karierami. Piotr Ikonowicz był w sejmie dwie kadencje z list SLD, ale nie przełożyło się to w żadnej mierze na późniejszą samodzielną pozycję polityczną. A było to w czasach bardziej "scentralizowanej" popularności – dzisiaj rozpoznawalność polityczna jest o wiele bardziej skomplikowaną sprawą niż to, że pokażą twoje wystąpienie sejmowe w TVP, bo rosnąca część wyborców czerpie taką wiedzę i przekonania z wielu źródeł.
Lewica jednak przede wszystkim abdykowała ze swojej roli. W kampanii wprost lub prawie wprost mówiła, że walczy o elektorat liberalny, że jest częścią antypisu i niczego więcej nie planuje, a nawet, o zgrozo, nie potrafiła w kwestiach socjalnych przelicytować PiS jasno, wyraźnie i bez rozterek w sprawach socjalnych, typu podwyższanie pensji minimalnej. Nawet jeśli w opozycji będzie próbowała pogrywać ostrą kartą socjalną, to za chwilę rozbije sobie nos o… elektorat liberalny, który poprze gejów, ale niekoniecznie realny socjal znacznie większy niż pisowski. To zresztą będzie ciekawe widowisko: obserwowanie, co robią w sejmie lewicowcy, gdy PiS poddaje pod głosowanie kolejne "rozdawnictwo", a liberalny elektorat boli klasośrednia kieszeń.
5. PSL i Kukiz. Zero dobrej opinii z mojej strony oprócz opinii, że poradzili sobie w kryzysie bardzo sprawnie, zapewnili reelekcję, utrzymali przyczółki, choć niedawno jednych i drugich składano do politycznego grobu.
6. Konfederacja. No cóż, z moralnego punktu widzenia to dla mnie obrzydlistwo. Politycznie – sukces. Zbierania dziwolągów bez zakorzenienia w poważnych mediach, wpływach i strukturach jest w parlamencie. Część osób uważa, że „stworzył” ich PiS, podkręcając ksenofobiczne czy bigoteryjne szajby, ale został przez Konfederację przelicytowany. Ja uważam inaczej: PiS „stworzył” Konfederację swoim ostrym zwrotem socjalnym. Dla części ludzi z prawicy to było o wiele za wiele. Gdyby PiS był prawicowy w wersji z czasów Gilowskiej, konserwa wolnorynkowa nie miałaby prawie 7% poparcia. Z kolei gdyby Polacy i Polki byli takim ciemnogrodem, jak twierdzą postępowe czytanki, Konfederacja miałaby co najmniej 20%.
Sejmowa reprezentacja Konfederacji to także arcykomiczny dowód na to, że bezradne i bezpłodne oraz mocno przereklamowane są liberalny antyfaszyzm i kawiarniana lewica. Analizy, raporty i histerie produkowane przez wielkomiejskich próżniaków, którzy za dobrą kasę „zwalczają faszyzm”, okazały się mieć zerową moc sprawczą, a wręcz przeciwnie, raczej pomogły niż zaszkodziły kiepskim typom od Korwina i Brauna. To wynika zarówno z braku jakichkolwiek realnych wpływów liberalnej kawiarni, jak i z tego, że brunatnawe typki nie biją się o wyborców jako takich, lecz o już dawno przekonaną niszę wyborców „swoich” – o ludzi, których setna czy tysięczna histeria antyfaszystowska wcale nie zrazi do takiego głosowania, lecz przeciwnie, zachęci, bo utwierdzi w przekonaniu, że „establishment nas zajadle zwalcza, pokażmy im”. No i efekt jest taki, że niszowi pomyleńcy będą mieli więcej parlamentarzystów niż miałaby wielkomiejska nowoczesna lewica, gdyby nie wsparcie starych postkomuchów. Szury od Brauna mają większe poparcie społeczne niż utuczona setkami tysięcy dotacji, posadek, medialnych wpływów itd. Antifa Krytyka Polityczna. No to się pośmiejmy.
Tyle z mojej strony, najważniejsze z tego wszystkiego jest to, co napisałem w trzecim akapicie punktu drugiego, reszta to już przypisy do politycznego sedna sprawy.
PS. Panie Kaczyński, wciąż czekam na przelew, no ile można!
Źródło
Opublikowano: 2019-10-14 21:19:15