Znacie zapewne mantrę, że „tylko bogate państwa mogą sobie pozwolić na socjal” oraz, że „musimy dogonić Niemcy”. Obie są wyrazem pewnego specyficznego, folwarcznego myślenia naszej post-szlacheckiej kasy panującej, w imię której kilkanaście milionów pracowników – w domyśle chłopów – musi ponieść ofiarę i wyrzec się swoich ambicji, by wskaźniki PKB odpowiednio zbliżyły się do niemieckich. Oczywiście, ofiar nie mogą ponieść ich panowie – kapitaliści, zwani dla niepoznaki „przedsiębiorcami”, by wydawało się, że Kulczyk i pani Zofia na śmieciówce to jedno i to samo – bo to dzięki nim będziemy się zbliżać do Niemiec, a bogactwo, które oni zgromadzą, będzie skapywać na klasy im służące.
Skapywać lada dzień. Już już, jeszcze tylko trzeba zlikwidować ten upierdliwy kodeks pracy, zlikwidować emerytury, by każdy z nas harował do śmierci na stanowisku pracy (ileż PKB wygeneruje nowa branża sprzątających martwych pracowników!), a do tego wyeliminować publiczną opiekę zdrowotną, dzięki czemu zaoszczędzimy tyle kasy, a kto będzie miała raka, cóż, niech zdycha.
Tymczasem przepaść między Niemcami a Polską, pomimo trzydziestu lat liberalizacji gospodarki, niszczenia związków zawodowych, „uelastyczniania” rynku pracy, oraz gigantycznych przywilejów przyznawanych kapitalistom (nie faktycznym przedsiębiorcom), rzeczywistość uparcie odmawia dostosowania się i po okresie skoku, gdy w latach 2004-2008 PKB per capita wzrósł z trochę ponad 6.5 tysiąca dolarów na łebka do niecałych 14 tysięcy – czyli podwoił się – od prawie dwóch dekad tkwimy w pozycji około 1/3 niemiecko PKB per capita.
Innymi słowy, pomimo wszystkich ofiar poniesionych przez miliony Polaków od 1991 roku, największy przyrost PKB miał miejsce nie dzięki polityce aktywnej redukcji Polskich pracowników do roli chłopów pańszczyźnianych, ale dzięki dołączeniu do Unii Europejskiej i otwarciu rynków zachodniej Europy – i jednocześnie po zdyskontowaniu tego otwarcia, po pięciu latach utkwiliśmy w marazmie współczesnego liberalizmu, który absolutnie nie rozumie tego, że polityka państwa jest niezbędnym narzędziem w kształtowaniu społeczeństwa i kreowaniu bogactwa, a skazywanie wszystkiego na łaskę i niełaskę rynku prowadzi do scenariusza polskiego (oraz wypromowania najbardziej nawet nieudolnych partii, jeśli tylko są w stanie zaoferować minimalną nawet ulgę).
Polska nie jest bogatym krajem – a nie jest nim, bo nie pozwala sobie na socjal i inwestycje w swoich obywateli, pozostawiając ich samym sobie – chyba, że nasze neoliberalne „elity” mogą znaleźć sposób na wyciśnięcie z milionów Polaków dodatkowych danin albo obciążeń. Wtedy wykazują się niesłychaną wręcz kreatywnością, jak szlachta okresu XVII wieku, gdy przyszło do okradania chłopów, niewolników I RP (niewolniczego państwa absolutnego totalitaryzmu, tak btw).
I Polska pozostanie biednym krajem, jeśli ta polityka się nie zmieni. Zawsze będziemy gonili Niemcy: Według długofalowych prognoz OECD, gdy Niemcy będą się dalej bogacić, Polska przestanie utrzymywać się na pozycji 1/3 ich PKB, a będzie pozostawać coraz dalej w tyle; zapewne wtedy Gadomski i reszta libków zacznie proponować legalizację rażenia prądem albo zakuwania w gąsior, by wycisnąć z pracowników jeszcze więcej w pogoni za Niemcami – albo konstruowanie kolejnych gułagów Amazonu i innych sieci wysyłkowych, w której będziemy harować za pół darmo, w imię wzrostu PKB.
Najgorsze jest to, że partie próbujące proponować jakąkolwiek alternatywę są notorycznie prześladowane w mediach publicznych i prywatnych, jak np. Nowa Lewica, która niedawno zaprezentowała swoje propozycje programowe, m.in. w kwestii podatków. Chociaż skrajna stawka PIT miałaby wynieść 40% (przez co libki już zapewne okrzyknęły Lewicę mianem komunobolszewików chcących dosłownie wbijać przedsiębiorców na pal), to i tak jest to bardzo skromna propozycja na tle unii, gdzie najwyższe stawki PIT to (za Michałem Puchałą):
Szwecja – 57%
Portugalia – 56,5%
Austria – 55%
Holandia – 52%
Dania – 51,7%
Słowenia, Grecja, Belgia – 50%
Finlandia – 48%
Hiszpania – 47%
Niemcy, Francja – 45%
Włochy – 43%
Tutaj warto przypomnieć, że progresja podatkowa nie oznacza, iż CAŁY dochód jest objęty tą stawką, tylko dochody powyżej pewnego poziomu. Biorąc pod uwagę, że Polska edukacja w tej sprawie stoi na tragicznie niskim poziomie, trzeba tłumaczyć, do upadłego, czym jest progresja podatkowa.
Po trzydziestu trzech latach – jednej trzeciej stulecia – nie osiągnęliśmy szczególnie wiele. Polska nie może się pochwalić światowej klasy osiągnięciami (a mielismy mieć ich wiele po zlikwidowaniu własnego przemysłu i marek), nie jest liderem w żadnej dziedzinie (poza eksportem wysoce wykwalifikowanych pracowników pozbawionych instynktu związkowego), a w kwestii rządów i jakości życia jak jest, każdy widzi.
Potrzebujemy zmian. Zaczynając od odrzucenia tego cholernego dogmatu, że by dogonić Niemcy, musimy się sprzedać i upodlić, a potem – może! – łaskawi państwo pozwolą nam zdjąć chomąto na pięć minut.
Miłej niedzieli.
Obraz: Rubens z żoną, Peter Paul Rubens, ~1609
PS: Absolutnym fenomenem jest to, że urlibmedium, czyli Wyborcza, nie puszcza na frontpeju, że KOMUNIZM POWRACA, bo Lewica zaproponowała europejskie stawki podatkowe. Ciekawe, czy ktoś już beknął za to niedopatrzenie.
Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty