Janusz Rudnicki znów przeprasza. Szambo seksizmu wybija z pełną mocą.

Maja Staśko:

Janusz Rudnicki znów przeprasza. Szambo seksizmu wybija z pełną mocą.

Ania Śmigulec opowiedziała swoje #metoo:

„Rok temu miałam ze znanym pisarzem, którego podziwiam od dawna. W wywiadzie był błyskotliwy i ujmujący, cieszyłam się, że go wreszcie poznałam. Odprowadził mnie kawałek, okazało się, że lubimy tę samą kawiarnię nieopodal. Ja szłam do niej od razu, on rzucił, że może wpadnie tam potem, z kolegą. Rzeczywiście, z godzinę później, kiedy siedziałam już z koleżanką, reporterką, dołączył do naszego stolika. Rozmawiamy miło, kafejka pełna ludzi, aż tu nagle w drzwiach pojawia się ów kolega, a pisarz woła do niego: „Chodź, kurwy już są!”. Zamurowało mnie. Nie zrobiłam nic, choć na co dzień jestem asertywna i reaguję, gdy komuś dzieje się krzywda” (http://www.wysokieobcasy.pl/…/7,127763,22582989,metoo-musim…)

Pisarzem okazał się Janusz Rudnicki.

Janusz Rudnicki postanowił „przeprosić”. Postanowił wytłumaczyć „Ance”, co naprawdę się zdarzyło. Postanowił objaśnić jej świat.

Przede wszystkim na pewno dziennikarka coś źle przytacza, czegoś tam chyba brakuje, pewnie to było w jakiejś mikroopowieści zaokrąglone. A, jak wiadomo, jeśli upokarzająca uwaga jest częścią mikroprzypowieści, to jest uzasadniona. W końcu co tam uczucia innej osoby, kiedy tutaj wielki pisarz tworzy mikroprzypowieść. Poza tym to taki żart, a że bolesny, to „trudno, żeby inaczej”, bo to żart. Bo i żart ma większą wartość niż czyiś komfort. I dlatego też osoby sprzeciwiające się seksistowskim żartom zostają wykluczone z grona „samych swoich”, przestają być cool, bo nie rozumieją kodu, gier słów i „wolnej amerykanki”. Takie to niefajne i niemądre osoby, takie nieobeznane i nieświadome, a co, postygmatyzujmy je za niezgodę na uprzedmiotawiające traktowanie, niech poczują, że u nas nie ma miejsca na sprzeciw. Że porozumiewamy się tutaj innym kodem, zgodnie z którym molestowanie jest zupełnie akceptowalne, a „kurwy” to wśród „samych swoich” taka potoczna nazwa na kobiety. Zabawna taka. Na festiwalach, spotkaniach towarzyskich i w knajpach rozlega się samczy rechot.

A w ogóle to kobiety też nazywają pisarza chujem i jest spoko, nie obraża się przecież za to.

Nie dziwię im się. Wszystko to stek mizoginistycznych, totalnie upokarzających argumentów napędzających kulturę gwałtu. To nie są przeprosiny, to obrzydliwe tłumaczenie dziennikarce, dlaczego się myli. I wyraz rozczarowania jej postawą. Rozczarowanie tym, że można się sprzeciwić docenianemu pisarzowi.

„Ze wszystkimi można wszystko, myślałem, tak chciałem, naiwny” – podsumowuje pisarz. „Ze wszystkimi można wszystko” to prostu deklaracja molestowania i nadużywania swojej władzy. Niezważania na potrzeby i uczucia innych. Robienia „wszystkiego” ze „wszystkimi” wedle własnej zachcianki. To pisarz jest tu decydującym autorem, a cały świat podporządkowany jest jego nachalnemu ego. Może wszystko ze wszystkimi. Taki błyskotliwy i ujmujący, więc może.

Nie ma już dłużej zgody na takie zachowania. Nie ma zgody na seksizm i molestowanie. Teraz to my opowiadamy, demaskujemy, to my jesteśmy tu autorkami. I zmieniamy „kod”, mimo głośnego sprzeciwu „samych swoich”. Walka trwa.


metoo

Źródło
Opublikowano: 2017-11-04 19:31:24