Pojechałem odwiedzić rodziców, wzdłuż długiego fragmentu ulicy wycięte wszystkie drzewa, każde kilkudziesięcioletnie. Pewnie w związku z zapowiadaną "modernizacją" drogi, polski drogowiec nie jest przecież od tego, aby położyć nowy asfalt bez konieczności wycinki drzew rosnących między jezdnią a chodnikiem. Ale to w zasadzie bez znaczenia, czemu je wycięli. Zanim dziś zobaczyłem ten widok, w internecie widziałem u znajomych dokumentację wycinek gdzie indziej i z innych powodów – inne dziesiątki drzew poszły pod piłę w miejscach, gdzie wcale nie musiały, gdzie przy odrobinie namysłu i chęci można było je ocalić. Ale nie ocalono. Bo "modernizacja", bo trakcja, bo linie energetyczne, bo cień, bo liście spadają na odpicowane samochody i wymuskane trawniczki, bo tanie drewno opałowe dla ludzi ze znajomościami, bo gałąź się złamie podczas wichury i zabije dziecko lub staruszkę, bo zasłaniają, bo kierowcy, i tak kurwa bez końca. Wycina się centralnie, lokalnie, w Lasach Państwowych, w lasach prywatnych, przy drogach, daleko od dróg, na posesjach prywatnych, na działkach spółdzielczych, na działkach państwowych czy gminnych, ponad podziałami politycznymi i wszelkimi innymi, bez przerwy i w całym kraju, z byle powodu, bez powodu, bardzo często z aprobatą mieszkańców, wyborców.
I nie dlatego, że "trzeba". Regularnie bywam w sąsiednim kraju o nazwie Czechy, a tam wielkie, stare, rozrośnięte, prawie nie ogławiane drzewa rosną wzdłuż ulic, także wąskich ulic, wzdłuż dróg, w centrach miast, tuż przy blokach czy kamienicach, ogromne sosny, świerki, brzozy, często wyższe niż kilkupiętrowe budynki, nie ma żadnej konieczności i żadnej obsesji ich wycinania. Tutaj jest.
Drzewo rośnie kilkadziesiąt lat do postaci dającej dużo tlenu – nie załatwi się tego nasadzeniami rachitycznych drzewek, bo na jedno wycięte drzewo trzeba nasadzić setki innych, żeby bilans tlenowy był podobny. Setki lub tysiące na każde wycięte stare drzewo. Nawet nie ma tyle miejsca, żeby posadzić tyle drzew w zamian. Zresztą zwykle w najlepszym razie za jedno wycięte sadzi się jedno malutkie drzewko, które za 40-50 lat będzie "takie samo". Jeśli nie uschnie, jeśli znowu nie wytną, bo coś tam.
To są takie momenty, w których myślę, że nie warto. Ten gatunek i ci ludzie sami sobie to robią. Sami za tym głosują, za tym gardłują, za to płacą, tego chcą i to pochwalają. Sami płakusiają, że dzieciaczki mają astmę, alergie, że na onkologię wiecznie za mało. Nie boją się realnego zniszczenia przyrody widocznego gołym okiem, ale boją się szczepionek, chemtrailsów i urojonych uchodźców. O ekologii mówią nagle wtedy, gdy obok ich domu ma przebiegać linia kolejowa lub gdy coś innego zakłóci ich komfort – oczywiście szybkich pociągów czy autostrad też chcą, byle nie obok ich domku, byle gdzie indziej, obok kogoś innego. Ekologia nie interesuje ich, gdy za oknami wycinają drzewa.
Niedługo będą mieć internet wszczepiony do mózgów, ale nadal nie będą potrafili znaleźć w nim ABC informacji o tym, jakie są skutki wycinki drzew, zmniejszenia produkcji tlenu, zmian klimatycznych. A gdy kiedyś w końcu może znajdą te informacje, to będzie już raczej za późno.
Źródło
Opublikowano: 2020-03-04 16:25:52