[ad_1]
Oprócz mało seksownych, ale (mamy nadzieję) efektywnych sankcji nałożonych na Federację Rosyjską i otoczenie Władimira Putina do mediów przebijają się także newsy pokazujące skalę wypaczeń późnego kapitalizmu – nie tylko w Rosji.
Szczerze mówiąc, „wypaczenia” to eufemizm. Jak inaczej nazwać fakt, że rosyjscy oligarchowie zamawiają sobie luksusowe jachty za dziesiątki, jeśli nie setki milionów dolarów, podczas gdy przeciętny Rosjanin ma szczęście, jeśli w ciągu roku zarobi 20 000 dolarów brutto (oczywiście, przed rozpętaniem wojny przez Putina i spektakularną implozją rubla).
I nie mówimy tutaj o marginalnych kwotach. Aliszer Usmanow, oficjalnie najbogatszy Rosjanin*, jest posiadaczem jachtu Dilbar, wycenianego na – bagatela – 600 milionów dolarów. To mniej więcej ekwiwalent jednej dziesiątej rocznego budżetu Warszawy. Roman Abramowicz, właściciel Chelsea London – tak, w kapitalizmie jednostka może być właścicielem klubu sportowego z drugiego końca świata – ma nie jeden, a dwa jachty, Solaris i Eclipse, warte 600 i 700 milionów dolarów każde. Władimir Putin ma także swój prywatny, prawie stumetrowy jact, obok gigantycznej ilości posiadłości, samochodów i gigantycznej ilości zegarków.
Według logiki libków te bogactwa nie powinny być postrzegane jako wypaczenia, ale jako słuszna nagroda za trudy ich pracy. W końcu wszyscy wiemy, że taki Usmanow osobiście wydobywa każdą grudkę rudy, którą kontrolowany przezeń Metalloinwest przerabia na stal (nie zapomnijmy o tym, że także osobiście wytapia stal, wręcz walcuje ją swoim drugim podbródkiem, taki z niego gieroj rossijskiej federacji), podobnie jak Władimir Potanin, właściciel megajachtów Nirvana i Barbara, osobiście wykopuje nikiel na Syberii, ręcznie produkuje leki z własnoręcznie wyhodowanych roślin i syntetyzowanych związków organochemicznych, oraz personalnie obsługuje każdego gościa w swoim kompleksie wypoczynkowym (nie mówiąc już o konserwacji urządzeń).
Oczywiście, tak nie jest. Obsceniczne bogactwa oligarchów są zdobywane kosztem pracowników, którzy harują po to, by taki Rasznikow czy Deripaska mógł popłynąć sobie w luksusowy rejs przez pół świata. Gospodarka kapitalistyczna jest w końcu grą o sumie zerowej, w której żeby kapitalista zarobił więcej, pracownik musi zarobić mniej.
I nie jest to fenomen wyłącznie rosyjski. O ile – słusznie – sankcje biorą na cel oligarchów z Federacji Rosyjskiej, mechanizmy pozwalające im na gromadzenie miliardów są powszechne dla każdego kraju w globalnej gospodarce kapitalistycznej. Nie można krytykować Abramowicza czy Usmanowa, jednocześnie ignorując Muska, Bezosa, czy Tego-Którego-Nazwiska-Nie-Można-Wymawiać-Bo-Filtry-Fejsa-Dobiorą-Nam-Się-Do-Dupy. Nie da się krytykować Potanina czy Deripaski bez krytykowania Kulczyków czy Rafała Brzoski.
Oligarcha to oligarcha.
I dopóki na świecie będzie panował głód, a wojny w imię kapitalistycznych interesów* będą trwać, a katastrofa klimatyczna zagrażała naszemu przetrwaniu, sam fakt, iż ktoś może zgromadzić miliard dolarów w bogactwie – a co dopiero dziesięć, albo sto! – będzie nie wypaczeniem, nadużyciem, czy skandalem…
A czystej wody kurestwem. Niezależnie od tego, czy to Musk, Abramowicz, czy Kulczyk.
Obraz: Młodzież, Jacob Maris, 1867
PS: Tak a propos asteriska – według niektórych szacunków najbogatszym człowiekiem świata jest właśnie Władimir Putin, który może kontrolować nawet 200 miliardów dolarów w osobistym bogactwie (i to zanim weźmiemy pod uwagę Federację Rosyjską, której PKB w 2021 r. wyniósł 1.7 biliona dolarów). I w tym kontekście należy też rozpatrywać inwazję i przypominać, że każdy broniący agresji rosyjskiej na Ukrainę stoi w jednym szeregu z jednym z najpotworniejszych kapitalistów świata.
[ad_2]
Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty