Banki. Banki nigdy się nie zmieniają – no, może poza tym, że w przeciwieństwie do takich Medyceuszy, nie są mecenasami sztuki na wielką skalę, a po prostu pijawkami przyczepionymi do ludzkiej cywilizacji. A banki w Polsce to już absolutna ekstraklasa, szczególnie ze względu na głośny ostatnio WIBOR, czyli tzw. Warsaw Interbank Offer Rate – ustalane przez banki oprocentowanie pożyczek dla innych banków, które stanowi najczęstszą podstawę dla wyliczania oprocentowania kredytów, szczególnie hipoteczny.
Rekordowe podniesienie stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej, w ramach „walki z inflacją”. Dla nietrzymających ręki na pulsie, dwa lata temu stopa referencyjna miała rekordowo niski wskaźnik 0.1%. Jeszcze w październiku ubiegłego roku miała wysokość 0.5%. Obecnie ma wysokość 5.25%, co oznacza skok pięćdziesięciokrotny w ciągu ostatnich dwóch lat i dziesięciokrotny w ciągu ostatnich 9 miesięcy. Ma to bezpośrednie przełożenie na wskaźnik WIBOR, który już osiągnął 6.62% (sześciomiesięczny), który ostatnio notowaliśmy w okolicach 2008 roku.
A co miało wtedy miejsce? That’s right, światowy kryzys finansowy, spowodowany między innymi przez banki i ich działania.
Efekty już widać i znajdujemy się w środku kolejnego kryzysu, który tym razem dotyka nas bezpośrednio. Ci z nas, którzy mają kredyty z oprocentowaniem zmiennym już odczuli skoki rat – szczególnie hipoteczne, których wysokość wzrosła o bagatela kilkadziesiąt procent, w ekstremalnych sytuacjach nawet o 90%, jeśli mieli pecha i podpisali umowę w okresie rekordowo niskich stóp procentowych – a jeśli nie wykazali się przezornością i zakredytowali się pod sam korek, to najprawdopodobniej właśnie kalkulują, którą nerkę oddać, by mieć na pół roku spłacania kredytu.
Dalsze efekty to między innymi spadek zdolności kredytowej Polaków o – szacunkowo – połowę, a jeśli stopy procentowe dalej będą skakać, dzięki opartej zapewne o metodę rzutek polityce pieniężnej, to prognozujemy dalszy spadek zdolności kredytowej i zwyczajnie pauperyzację społeczeństwa w najohydniejszy sposób, czyli transferowanie pieniędzy z kieszeni obywateli na konta bankowe.
I to w sposób całkowicie legalny, praworządny i zwyczajnie lichwiarski. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której spłacasz kredyt na mieszkanie, w ramach którego płacisz 200 PLN raty kapitałowej i ponad 1000 PLN odsetek? Jest to kuriozum w ramach cywilizowanego świata (poza Stanami Zjednoczonymi), gdzie regułą jest raczej niskie oprocentowanie pożyczek mieszkaniowych i stabilne raty, a nie to, co odwala się właśnie w Polszy.
Oczywiście, już zaczęło się ronienie łez przez ekonomistów i bankierów, że to niezwykle trudna dla nich sytuacja, no i nie mają na to właściwie wpływu, a w szczególności ten nieszczęsny WIBOR, który jest wypadkową oprocentowania pożyczek międzybankowych, które ustalają między sobą banki. Chlipią, ocierając sobie łezki banknotami z Zygmuntem Starym, odpalając sobie Jagiełłami cygara na poprawę humoru.
A następnie bankierzy patrzą sobie na prognozy zysków i śmieją się w kułak. Dzięki gigantycznemu skokowi stóp procentowych sektor bankowy wypracuje w tym roku najwyższy zysk netto w historii, w okolicach 25 miliardów PLN. Gdyby nie podatek od aktywów finansowych, to zysk byłby jeszcze większy i wyniósł 30 miliardów PLN – co stanowi ponad jedną czwartą budżetu NFZ na rok 2022.
I jest to rekord historyczny, o połowę wyższy od dotychczasowego rekordu sprzed ośmiu lat, gdy polski sektor bankowy wykazał 15.9 miliarda PLN zysku.
Zaiste, niezwykle trudna sytuacja dla banków, co zrobić z taką ilością kasy?
Oczywiście, dalece trudniejsza jest sytuacja Polaków, którzy w skrajnych przypadkach będą musieli wydawać połowę pensji na pokrycie kosztów kredytu (i premii dla prezesów banków), ale jak to w Polsce bywa, nikt nie przejmuje się losem maluczkich. Najmniej przejmują się tym losem bogaci i potężni, którzy już ruszyli niczym Rejtan bronić WIBORu, jako wspaniałego, jasnego i totalnie obiektywnego wskaźnika. Tutaj bryluje Hanna Gronkiewicz-Waltz, milionerka parająca się polityką (szczególnie rabunkową prywatyzacją Warszawy), której podniesienie stóp procentowych przyniosło ulgę. Nie wnikamy i nie robimy kinkshamingu, ALE…
Ale ma tez drugie oblicze, czyli typowego już chóru ekonomistów (czy wręcz ekonomów), którzy już sięgają po środki ostateczne, czyli porównania do PRL, wuwuzeli, komunisocjalizmu i czterech biliardów ofiar – dlatego, że Solidarność domaga się natychmiastowej likwidacji WIBORu i wsparcia dla kredytobiorców, a rząd zaczął przebąkiwać, że może, ewentualnie, coś tam zrobi.
Oczywiście, mamy wątpliwości, że premier-bankier obróci się przeciw swoim kolegom po fachu i odbierze im możliwość okradzenia Polaków na masową skalę. Prawdopodobnie skończy się jak z Polskim Ładem, który może i wyglądał ładnie w wyobraźni, przypominał skleconą po pijaku wyklejankę po przelaniu na papier, a ostatecznie… No, nie będziemy przeklinać, ale nazwanie tego badziewiem byłoby komplementem.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że cała sytuacja pokazuje, jak bardzo diametralnie różne są reguły gry dla nas, szeregowych Polaków, i dla najbogatszych oraz korporacji, w szczególności banków – a w szczególności jak patologiczna i ustawiona jest gra o najbardziej podstawową rzecz w życiu człowieka, czyli schronienie: Banki nie ponoszą tutaj w sumie żadnego ryzyka, bo albo zyskują stabilny dochód na dziesiątki lat – z bonusem w postaci wzrostu stóp procentowych i zarabiania kroci na lichwie – albo nieruchomość, którą następnie z zyskiem sprzedadzą funduszom inwestycyjnym albo wrzucą sobie w koszta działalności jako stratę.
Bank dosłownie nie może na kredycie przegrać w obecnej sytuacji, podczas gdy my, szeregowi Polacy, jesteśmy często o ratę albo dwie od wylecenia na bruk i doświadczenia miłosierdzia gminy.
Że też nie wspomnimy o bogatych. Nie chce nam się wierzyć, że milionerzy jak Waltz, czy miliarderzy jak Kulczyk, zadłużają się na takich samych zasadach, jak przeciętny Kaczmarek chcący kupić sobie własne miejsce, a nie płacić porównywalne stawki bieda-kapitaliście za mieszkanie gdzieś na peryferiach.
Chciałoby się jednego w tej sytuacji: Islandii. W momencie kryzysu, zamiast przerzucać koszty kryzysu na społeczeństwo w ramach polityki austerity (którą należałoby uznać za zbrodnię przeciwko ludzkości), wyspiarze złapali banki za mordę i skończył się dzień bankstera.
Czego i wam i sobie życzymy.
Obraz: Śmierć i kredyty, Jan Provoost, p. poł. XVI wieku
Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty