Otóż nie, nie przehandlujemy praw kobiet, mniejszości seksualnych i etnicznych oraz wolności i praw człowieka za namiast

[ad_1]

Otóż nie, nie przehandlujemy praw kobiet, mniejszości seksualnych i etnicznych oraz wolności i praw człowieka za namiastkę władzy. Właśnie dlatego lewica jest lewicą, a Rafał Woś jest… kurcze pióro, doprawdy nie mam już pojęcia gdzie i kim jest.


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-08-20 12:40:50

Dzisiejszy dzień sponsoruje literka U jak ułańska fantazja prezesa Milczarskiego z PLL LOT, który wystosował właśnie pis

[ad_1]

Dzisiejszy dzień sponsoruje literka U jak ułańska fantazja prezesa Milczarskiego z PLL LOT, który wystosował właśnie pisma przedsądowe w liczbie sztuk dwóch.
Pierwsze kierowane jest do lotowskich związków zawodowych – dał im 21 dni na zapłacenie 1,7 mln zł odszkodowania za strajk, który nigdy się nie odbył.
Drugie do Piotra Szumlewicza, szefa OPZZ Mazowsze. Jemu prezes płacić nie każe, daje za to trzy doby na zaprzestanie krytyki pod jego adresem.
Przypomnę, że PLL LOT to ta nasza narodowa chluba, która wypycha pracowników i pracownice na samozatrudnienie, ma długie tradycje w zwalnianiu szefów związków zawodowych oraz maluje samoloty na biało-czerwono, coby te mogły wystąpić w narodowej szopce z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości, podczas gdy pasażerowie i pasażerki, którzy mieli nimi lecieć, koczują na lotnisku.
Ostatnie tygodnie były upalne.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-08-17 20:47:36

No i stało się. Włoch nie zdzierżył i porobił Polaków. Ale od początku.

[ad_1]

No i stało się. Włoch nie zdzierżył i porobił Polaków. Ale od początku.
"Jacy piękni ludzie!" – klasnęłam w myślach pierwszego dnia pobytu w hotelu na Sardynii na widok polskiej rodziny: ojciec typ prawnika z zamiłowaniem do kajtserfingu w koszulce z Runmagedonu, szczupła wysoka blondmatka, dziewczynka w sukieneczce jak ten aniołek. "Serce roście, że eksportujemy tak piękne rodziny" – myślę sobie dalej i wspominam jak w latach 90-tych ze 100 proc. skutecznością rozpoznawałam za granicą polskie dzieci – przede wszystkim po naszych dziadowskich stylizacjach, a naszych rodziców po zmęczonych twarzach.
Mamy tu w hotelu pana Pino, który po kolacji grywa przy basenie szlagiery z San Remo. Pan Pino jest może trochę tandetny, ale ma głos, skill i filink. Jest też sympatyczny.
– Te, a może wreszcie coś po polsku? Hej sokoły może? Nie rozumiesz? To my już więcej do was nie przyjedziemy, hyhy – wybełkotał wczoraj pośrodku koncertu, ma się rozumieć po polsku, ów kajtprawnik do zdumionego pana Pino, który na okoliczność wysłuchania bełkotu musiał przerwać koncert. Jest coś takiego, że pijany Włoch może i będzie namolny, może i zrobi głupotę, ale nikt po pijaku nie poniża tak jak Polak.
Gdzieś tam po drodze było jeszcze picie wódki spod stołu do obiadu. Było też picie wina z kurków do śniadania, choć wyraźnie było mówione, że samo istnienie kurka nie oznacza jeszcze, że można sobie z niego tak o! korzystać.
Dziś.
– Ale nas porobili! – wykrzyknęła przy śniadaniu pani z rodziny innej, acz równie ładnej.
– Mają zapłacone to już nic nie muszą – potwierdziło zgodnie starsze polskie małżeństwo. W tym momencie zawiązał się chyba jakiś sojusz.
– My im już tam napiszemy na stronie – zachichotała pani pierwsza widocznie uradowana własną przebiegłością.
– Polskie wakacje dla Polaków – dorzucił kolega kajtprawnika na znużu.
– Ta. Wakacje. Żenada.
– Żenada żenada – potwierdzili państwo starsi.
– A może ja o prostu chcę się napić do śniadania? Kubeczek na trawienie? I co, i nie mam prawa?
– I animacji po polsku dla polskich dzieci też nie ma.
– Napiszemy im napiszemy im.
Pytacie, co się stało?
Od dzisiaj nie ma możliwości picia wina na nielegalu do śniadania. Skoro informacja pisemna – także po polsku – nie pomogła, Włoch obwiązał kurki grubym kokonem folii spożywczej.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-08-17 11:18:31

Oczekują maksimum, dają minimum. Dlaczego mam obsesję na punkcie Amazona, Ubera, Ryanaira?

[ad_1]

Po moim ostatnim tutejszym wpisie o Amazonie – tym o Rahimie Blaku – nie minęła doba, a w redakcji pojawili się Państwo z Amazona. O moim Fejsbuku własnym rozmawiali jednak nie ze mną, ale z moją przełożoną. Nigdy nie przesłali żadnego sprostowania – nie dałam grama powodu. Wyrażali więc ogólną troskę o moją rzetelność. Podobnych wizyt Państwa z Dużych Firm miałam już sporo. Niby nic, sporo PR-owej nowomowy, feeria psychologicznych haczyków, które znam aż nadto, zieew. Zwykłe firmy tak nie robią. Ba, nie robią tak nawet władze. To specjalność starcompanies.
Dlatego napisałam tekst, który wyjaśnia moją obsesję na punkcie Amazona (bądźmy szczere: na Zachodzie byłby on, ów tekst, uznany za jeden wielki truizm, ale żyjemy w Polsce). Jest dla mnie ważny, bo żeby machnąć sobie tę przyjemną publicystykę – gatunek prosty i o dużym zwrocie – musiałam wcześniej popełnić dziesiątki tekstów o wszystkich tych kontrolach PIP, raportach biegłych, wyrokach TSUE: w Amazonie, Uberze, Ryanairze, czym tam chcecie. Oczywiscie – jak się domyślacie – wizytę państwa z Ubera w redakcji też miałam. I z InPostu, po tym, jak zawzięcie pisałam o tym, że Rafał Brzoska wyekspediował ponad 1 tys. pracowników i pracownic do spółki córki, by następnie sprzedać ją 5 tys. zł na Cypr, pozbywając się problemu wynagrodzeń. Rzecznik InPostu powiedział mi wtedy, że swoim pisaniem szkodzę pracownikom i wyrażał troskę o moją rzetelność. Serio.
A wracając do Amazona: wczoraj odezwał się do mnie Bloomberg. Wychodząc z moich tekstów zrobią materiał o polskim Amazonie. Moja niewdzięczna praca czasem się opłaca!

Oczekują maksimum, dają minimum. Dlaczego mam obsesję na punkcie Amazona, Ubera, Ryanaira?

'Dlaczego wciąż piszesz o Amazonie?', 'Uwzięłaś się!', 'Gdzie indziej bywa gorzej!' 'Zazdrościsz Bezosowi fortuny?' – słyszę po każdym swoim tekście o Amazonie. 'Krucjatę' zarzuciła mi też rzeczniczka prasowa Amazona w Polsce. Odpowiadam: Amazon to jedna z globalnych korporacji, która…
[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-08-16 13:00:38

"Dlaczego i w jakiej roli namawia pani do strajku?" – zapytał mnie pan na Twitterze, odnosząc się do protestu

[ad_1]

"Dlaczego i w jakiej roli namawia pani do strajku?" – zapytał mnie pan na Twitterze, odnosząc się do protestu pilotów w Ryanairze <rym niezamierzony>. Inni zarzucili mi emocjonalne zaangażowanie po jednej stronie sporu.
W tym miejscu wspominam dziesiątki tekstów dziennikarzy i dziennikarek, publicystów i publicystek, którzy przez lata całe oceniali protesty i postulaty różnych grup zawodowych jako nadmiarowe, roszczeniowe, czy co tam sobie chcecie. Szczególnie mocno wspominam jeden konkretny tekst: o nauczyciel(k)ach. Dziś początkujący nauczyciel zarabia 1,7 tys. zł na rękę.
Gdyby więc jeszcze ktoś miał ochotę zadać mi to pytanie raz jeszcze, uprzedzam: nikogo do strajku nie namawiam!
Ale dokładnie tak, jak ci, dla których ważną była dyscyplina budżetowa, pisali, że jakiekolwiek postulaty pracownicze są nie na miejscu, że jeszcze nie czas, jeszcze nie pora, tak dla mnie ważny jest dialog społeczny – kibicuję wszelkim przejawom – i realizacja podstawowego prawa do zrzeszania się. Skoro postawa kolegów i koleżanek nie budziła zdziwienia, moja też nie powinna.
Szczególnie w czasach postępującej monopolizacji i megakorpów, których pracownik(c)ami lub klient(k)ami niedługo będziemy już wszyscy, a w których jednostka nie będzie miała do powiedzenia niczego. No chyba, że się zrzeszy z innymi pyłkami marnymi – pracownikami.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-08-06 09:13:15

Piloci Ryanaira go, go, go!

[ad_1]

Piloci Ryanaira go, go, go!
Do strajku Hiszpanów, Portugalczyków, Belgów i Włochów przyłączają się już na pewno Irlandczycy i Szwedzi. Holendrzy jeszcze się zastanawiają, Niemcy decyzję podejmą za dwa dni – ale w referendum przygniatające 96 proc. poparło strajk.
Prezes O'Leary w swoim typowym stylu naczelnego psychopaty branży lotniczej obwieścił, że skończy się to zwolnieniami i przeniesieniem sporej części biznesu do Polski – bo tu związków nie ma.
Ten protest będzie kluczowy dla branży: albo wszyscy zastrajkują solidarnie i niezłomny prezes O'Leary wreszcie się ugnie – ale stanie się to wyłącznie, jeśli Polacy prędko się zrzeszą – albo Polska okaże się łamistrajkiem, łamanie prawa pracy kołem w Ryanairze będzie sobie trwało w najlepsze 33 rok z rzędu, a najodważniejsi poniosą konsekwencje – bo zwolnienia protestujących już zostały zapowiedziane.
PS. Jeśli czyta to jakiś pracownik polskiej odnóżki Ryanaira, lub ktoś tu takowego lub takową zna – to ja serdecznie poproszę o anonimowy kontakt na priv. Niczego bardziej obecnie nie pragnę, niż dowiedzieć się, co o tym wszystkim sądzą polscy pracownicy.
(http://wyborcza.pl/7,155287,23753337,klopotow-ryanaira-ciag…)

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-08-04 19:17:07

Z cyklu wpis zupełnie nie w moim stylu: kiedy 1. sierpnia o 17 wyją syreny, zawsze dostaję gęsiej skórki.

[ad_1]

Z cyklu wpis zupełnie nie w moim stylu: kiedy 1. sierpnia o 17 wyją syreny, zawsze dostaję gęsiej skórki.
Choć co do zasady ułomna ze mnie romantyczka. Patriotyzm postrzegam pragmatycznie: płacić podatki, nie śmiecić, myśleć o przyrodzie, dbać o pracowników, kulawe kotki, wszystkie dzieci, ludzi, którzy w życiu mieli mniej szczęścia, nie malować domu na seledynowo – "Bo kcem" – kupować lokalne produkty, myśleć o przyszłości, myśleć o przyszłości oraz myśleć o przyszłości – patrząc przy tym przez pryzmat dobra wspólnego.
Do tego przez większość życia uważałam, że ludzie są z natury raczej dobrzy i nie chcą wojen: one wybuchają, bo gotują je nam narcyzi i psychopaci, którzy – zgodnie z właściwą im dyspozycją osobowościową – dostają się na wyżyny władzy, a potem patyczkują między sobą, pociągając innych za sobą.
W ubiegłym roku byłam w Chorwacji. Morze, kamyczki, muszelki, szczypiące kraby, meczące kozy, tłuste koty, setnie. Po tygodniu wjechałam w interior – do Bośni, azymut na Sarajewo. Nigdy do niego nie dojechałam.
Południe kraju, góry, pustkowie, gdzieniegdzie zamarłe wsie, nic nie wskazuje na to, że toczy się w nich życie. Z każdym kilometrem życia było równie mało, ale śmierci – coraz więcej. Zaczęło się od chorwackich flag powiewających na dachach zrujnowanych domów, z przejeżdżajcego złomu, będącego niegdyś Zastavą, groźną minę zrobił do mnie portret Ante Gotoviny, któremu zresztą zaraz potem wjechałam w grdykę – tj. w wielki jego mural tuż nad tunelem – a masa innych, nieidentyfikowalnych dla mnie narodowych symboli krzyczała do mnie: "Jesteśmy dumni i groźni". Z jedynego we wsi baru, którego ściany Gotoviną i innymi "bohaterami" narodu chorwackiego były zasłane, po prostu wyszłam.
Zrobiło mi się duszno, i to bynajmniej nie dlatego, że termometr w aucie wskazywał 45 stopnii Celsjusza. Byłam na wakacjach, a nagle poczułam się, jakby zaraz z tych wszystkich chałup mieli wyskoczyć bojownicy z przechowanymi od lat 90. moździerzami i zacząć ostrzeliwać rdzawe bośniackie zbocza.
Po tygodniu spędzonym w raju kontrast pomiędzy rejonem, gdzie ludzie – niezależnie od poglądów – po prostu żyją, a rejonem, w którym całym swoim jestestwem manifestują narodowe traumy, słuszne i nie pretensje i resentymenty, był nie do zniesienia. Po 3 godzinach jazdy zawróciłam nad morze.
Mamy rok 2018, od Powstania Warszawskiego minęły 74 lata. Codziennie wracam do domu za autami prowadzonymi przez 30-letnich powstańców i w ostatnich miesiącach zmieniam zdanie. Ludzie nie są z natury pokojowi. To, że niektórzy w swojej dumie są po prostu żenujący, to nasz najmniejszy problem.


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-08-01 19:33:23

Z cyklu co tam Pani w Amazonie

[ad_1]

Z cyklu co tam Pani w Amazonie
List otwarty do Pana Rahim Blak

Ale tu muszę wyjaśnić, kim jest Pan Rahim Blak. To niegdyś rokujący happener: kiedyś wszedł do Muzeum Narodowego we Wrocławiu i powiesił tam swój obraz, co pracownicy przyuważyli dopiero po kilku tygodniach. Kapitalne!
Pan Rahim był niezły, ale prędko i słusznie przyuważył, że nikt nie płaci za ujawnianie głupoty polityków czy machlojek w biznesie. Strona przeciwna – owszem płaci. Tak oto przerzucił się na usługi dla biznesu i teraz w fancy wdziankach odbywa tournee, podczas których opowiada o motywacjach w biznesie i rahimcoinach. Czyli coś, co zazwyczaj skrolujecie byle szybciej.
Pan Rahim będzie dziś nadawać na żywo z hal Amazona, aby pokazać nam prawdę o pracy w tym miejscu. Zapowiedział to słowami: "Nagonka medialna na Amazona przy tej skali działalności jest dla mnie oczywista, ale się z nią nie zgadzam. Skupmy się na dobrych stronach! (…) ZBUDUJCIE BIZNES TEJ SKALI i z pewnością niepowodzeń będzie więcej".
Szanowny Panie Rahimie! Nie wiem, czy Amazon zatrudnił Pana na stałe, czy też jednorazowo, i w odcinkach kolejnych wizerunek Amazona ocieplać będą Mateusz Grzesiak i siostry Godlewskie.
Po wtóre rozumiem, że przyjął pan to zlecenie. Każdy musi za coś żyć, nie oceniam.
Nie mam niczego do reklamy. Mógłby Pan np. wystąpić w niej zachwalając Kindla czy wygodę zamawiania przez internet. Zapewnianie przez jutjubera, że wie, jak wygląda codzienność pracownika Amazona, bo odwiedził halę, to jednak inny lewel zła – coś jak Mike Tyson czytający z promptera, że Powstańcy Warszawcy to od zawsze jego bohaterowie. Na dodatek Pan nie zachęca do zakupu produktu, Pan zajmuje stanowisko w sprawie losu 14 tys. ludzi w tym kraju.
W cywilizowanych krajach, firma, przez którą przetaczają się strajki, po pierwsze primo siada z pracownikami do stołu, w kolejności dalszej powinna ocieplać wizerunek. Szkoda, że Amazon zaczął arebur.
"To niesamowite, że największa fortuna świata wyrosła z dopiero rozwijającej się gałęzi, którą jest e-commerce, a nawet ze sprzedaży książek. Biznesu wydawało by się niszowego" – pisze pan. Nie, to poniekąd przerażające.
Kuma Pan, Panie Rahim. Pracownicy na całym świecie protestują, mówią o nieludzkich warunkach pracy, w USA od 10 do 30 proc. pracowników Amazona kwalifikuje się do pomocy społecznej (sic!), w Polsce stawka wynosi 15-16 zł brutto za godzinę naparzania paczkami, tymczasem Jeff Bezos zyskał w 2017 roku 40 mld dol. To jakby właściciel sklepiku z artykułami przemysłowymi, który przynosi 12 tys. zł miesiecznie, zatrudnił dwie pracownice za 1 tys. brutto na dzieło, zgarnął pozostałe 10 i uchodził za wizjonera, bo błyskawicznie rozmnożył pieniądze.
Wreszcie Panie Rahim, każdy pracodawca popełnia błędy. Każda kontrola ZUS czy PIP coś wykaże – zawsze. Trudno jednak "niepowodzeniem" nazwać maksymalnie wyśrubowane normy pracy określone w załączniku do umowy o pracę. To model biznesowy.
"Amazon zatrudnia 566 tysięcy ludzi!" – jak Pan Rahim pisze – i to oni przyczynili się do sukcesu Bezosa. Mam nadzieję, że chociaż Panu odpalił jakieś przyzwoite pieniądze.
Pozdrawiam nieprzesadnie.
PS. A w komentarzu link do fanpejdża Pana Rahima. Zróbmy mu trochę ruchu, tak aby wyrobił normy Amazona.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-31 10:10:01

Z cyklu kurczę, ktoś mi wybrał moje lody. Uczę się rozumieć Kraków.

[ad_1]

Z cyklu kurczę, ktoś mi wybrał moje lody. Uczę się rozumieć Kraków.
Wczoraj na podkrakowskiej stacji, na której konsumentka wyczerpująco tłumaczyła sprzedawcy, że powinna dostać więcej naklejek, niż jej nakleił (nie powinna), inna zaś, przewlekle okupując maszynę z kawą, pytała mnie, oczekującą za nią, czy lepiej wziąć latte czy napój Milka (latte).
Dziś w sklepie na rogu, w skwarze, na 3 mkw.
– I jeszcze rożki. Cztery rożki – wydaje się, że to koniec całej litanii pana starszego.
– Jaki smak?
– Śmietankowy.
Głowa sprzedawcy znika w odmętach zamrażarki. Wyjmuje ją.
– A to nie ma.
– Pan sprawdzi dokładnie.
Głowa sprzedawcy ginie w odmętach zamrażarki. Wyjmuje ją znów.
– No nie ma, jesteśmy przed dostawą.
Z metra widzę, że w lodówce znajduje się jakieś 20 sztuk lodów. Nie ma tam nawet czego sprawdzać.
– Na pewno?
– Na pewno.
– A ostatnio była ta druga pani i też było, że nie ma, a potem poszła tam do tej drugiej chłodni i było.
Sprzedawca ginie za przepierzeniem. Powraca.
– Tam też nie ma.
– Kurczę, ktoś mi wybrał moje lody!
Między panem starszym, kupującym, a mną, oczekuje w 50 stopniach Celsjusza młoda dziewczyna. Spoglądam na nią, widzę zniecierpliwienie, dostrzegam w niej bratnią duszę, kompankę w zbrodnii myślowej na panu starszym. Kiedy dorwie się do lady, prędko wyrecytuje listę sprawunków, powie, że potwierdzenia nie trzeba. Wtedy przyjdzie kolej na mnie. Ocieram pot z czoła.
– No nic, to trudno. To może są te w kubeczkach, śmietankowe.
– A są.
– No to czemu mi pan nie mówi?
– Nie pytał pan, chciał pan rożki.
Pan starszy finalizuje transakcję i wychodzi. Przychodzi kolej na dziewczynę.
– Czy dostanę lody śmietankowe?
Nie wierzę!
– Nie ma. Ani rożków, ani w kubeczkach też nie ma.
– A jakieś jogurtowe bez dodatków?
– Są orzechowe i czekoladowe.
– Czyli nie ma?

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-30 13:59:55

Po internetach krąży wypowiedź Witold Gadomski kierowana do "neokomunistów" (to chyba m.in. ja). Przyznam szcz

[ad_1]

Po internetach krąży wypowiedź Witold Gadomski kierowana do „neokomunistów” (to chyba m.in. ja). Przyznam szczerze, że jej nie rozumiem, jest ona bowiem sprzeczna z wolnym rynkiem i demokratyczną zasadą.
A więc mamy wolny rynek i żyjemy sobie w wolnym kraju (hyhy, w tym miejscu puszczam oko). Pracujemy w jednej redakcji. Kol. red. krytykuje rzeczy, ja krytykuję inne rzeczy. Rynek oboje nas wycenia, oboje też uznaje za wciąż przydatnych, skoro żadne z nas jeszcze nie utraciło pracy (a przynajmniej tak rozumuje WG). Tymczasem nagle – wynika z logiki tego posta – dowiaduję się, że jeśli mi się w tym kraju nie podoba, to powinnam wyemigrować, kol. red. może zaś krytykować wciąż rzeczy za wynagrodzeniem. Dlaczego nie na odwrót?!
Na uwagę zasługuje także pasaż o dotacjach. Adrian Zandberg, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i ich spółka cynicznie załapali się na nie, i teraz żyją jak te pączki w maśle, co kol. red. się nie podoba. Grzegorz Schetyna się na nie nie załapał, ale na nie zapracował i zasłużył. A mi się do tej pory wydawało, że jeśli partia spełnia kryteria określone przepisami, to otrzymuje pieniądze niezależnie od politycznej agendy – zgodnie z demokratyczną regułą.


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-30 12:15:24

Co roku na świecie sprzedaje się batonów Snickers za 2 mld dolarów. A teraz wyobraźcie sobie, że sprzedaż Snickersa spad

[ad_1]

Co roku na świecie sprzedaje się batonów Snickers za 2 mld dolarów. A teraz wyobraźcie sobie, że sprzedaż Snickersa spada na łeb na szyję – do 1,5 mld. W biurowcu w McLean, w stanie Wirginia, spanikowany zarząd zwołuje pilne zebranie. Członkowie i członkinie rzucają pomysły, a na stół – grube analizy i wyniki fokusów. Co zawiniło? Czy ułomny marketing? Czy zmiana zachowań konsumenckich – spadek spożycia cukru – którą przeoczono? A może globalne ocieplenie – w gorącu ludzie kupują lody miast czekolady? CEO Mars Incorporated słucha tych wszystkich hipotez w milczeniu, splatając dłonie w koszyczek i plasując tuż pod nosem, lekko odychylony_a w fotelu.
Wysłuchawszy zrywa się na równe nogi, jednym pociągnięciem przedramienia zrzuca ze stołu raporty, analizy, rzędy liczb i wyliczeń oraz wody mineralne w maciupkich szklaneczkach.
– A TERAZ SŁUCHAJCIE MNIE UWAŻNIE, BO NIE BĘDĘ POWTARZAĆ!!1 – krzyczy, że aż słychać rezonujące w jego_jej gardle migdałki. – WINNY JEST BATON "PAWEŁEK"!!!!!!!!!!1
Zarząd jak długi otwiera buzie i spogląda po sobie. Przyjmuje tę wersję, choć nie ma ona absolutnie żadnego sensu, a o "Pawełku" w McLean nikt wcześniej nawet nie słyszał.
Mijają lata. Snickers sprzedaje się za 1 mld, potem za pół, za ćwierć, aż wreszcie popyt na ów pyszny czekoladowy blok nie przekracza stu sztuk. CEO trwa jednak przy swoim stanowisku.
Tyle komentarza do kolejnej odsłony opowieści o tym, jak to lewica zabija ojców założycieli demokracji i wspiera PiS, a Razem podbiera wyborców_czynie, autorstwa niezawodnych Agaty Bielik-Robson, profesorów Majcherka, Hartmana oraz reszty spółki.
Otóż w kapitalizmie podtrzymywanie prowadzącego do niechybnych strat stanowiska nie byłoby możliwe. Do tego u nas – do cholery – nie chodzi o batona i dywidendę, a o demokrację. Zajmijcie się wreszcie Grzegorzem Snickersem Schetyną.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-27 11:29:06

Tymczasem dziś o 18 w TOK FM u Agata Kowalska będę wyjaśniać, dlaczego swoje rytualne teksty o Amazonie uważam za najważ

[ad_1]

Tymczasem dziś o 18 w TOK FM u Agata Kowalska będę wyjaśniać, dlaczego swoje rytualne teksty o Amazonie uważam za najważniejsze, a Amazona za kluczowego dla przyszłości rynku pracy, zaś Grzegorz Ilnicki nie wiem o czym mówić zamierza, ale jak znam osobę, to na pewno coś mądrego oraz na bank skrytykuje Państwową Inspekcję Pracy

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-26 12:39:48

Z cyklu sukcesy z tradycyjną łyżką dziegciu.

[ad_1]

Z cyklu sukcesy z tradycyjną łyżką dziegciu.
W ubiegłym tygodniu napisałam tekst o tym, że pracownika_cę Amazona znać po stopach: nieergonomiczne obuwie i 20 km, które pokonują na 10,5-godzinnych zmianach powodują, że pracownicy_ce cierpią na owrzodzenia stóp, o kręgosłupach nie wspominając. Winne są horrendalne normy do wyrobienia.
Dziś, "w związku z doniesieniami medialnymi", ministra Rafalska zwróciła się do Państwowej Inspekcji Pracy o przeprowadzenie kontroli w magazynach Amazona.
To naprawdę bardzo fajnie. Kontrola zapewne jak zwykle coś wykaże, bo zawsze coś wykazuje. Np. po tej w 2014 roku Amazon musiał zapłacić mandat w maksymalnej wysokości: 2 tys. zł.
W 2017 roku Amazon osiągnął zysk netto w wysokości ponad 11 mld zł. Umiem liczyć, więc policzyłam, że nawet gdyby zapłacił 5 mln takich mandatów (słownie: PIĘĆ MILIONÓW SZTUK NAJWYŻSZYCH MANDATÓW), to wciąż pozostawałyby na plusie.
Pozdrawiam wszystkich pracowników oraz pracownice w poniedziałek.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-23 13:54:21

Łowicz ma wiele zalet, jak choćby trójkątny rynek, pomnik Papieża Polaka Połowiającego Ryby, rezydencję tamtejszego arcy

[ad_1]

Łowicz ma wiele zalet, jak choćby trójkątny rynek, pomnik Papieża Polaka Połowiającego Ryby, rezydencję tamtejszego arcybiskupa otoczoną wysokim murem – lub raczej klinkierowym murzyskiem, którego koszt wybudowania opiewał na więcej-niż-kiedykolwiek-zarobicie – wszechobecne kebabo-pizzerie, czy też dwa kebaby o nazwie Hasan (jeden przy wzmiankowanym pomniku, drugi przy wzmiankowanym rynku), które powstały po kłótni braci i schizmie rodzinnej w imigranckiej rodzinie Hasanów. Jeśli zaś liczycie na folklor, Wasze liczenie zaspokoi tutejszy oddział Cepelii oraz Sklep Firmowy Nr 1 OSM Łowicz (i to wszystko, po dżemach ani śladu). Istnieje tu też prężnie działający Klub Gazety Polskiej, który montuje krzyże, które przez innych mieszkańców czy też mieszkanki są następnie wycinane i przenoszone na cmentarz. Wszystkich zalet wymienić nie sposób, ale nie sposób też nie wspomnieć o łowickiej myśli reklamowej. Wierzcie mi, ten chwytliwy slogan to zaledwie jeden z dziesiątek równie dobrych!


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-22 20:41:29

Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza zaprosiło na konferencję o nierównościach dochodowych. Mocno przy tym o

[ad_1]

Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza zaprosiło na konferencję o nierównościach dochodowych. Mocno przy tym oszukało, bo cała konferencja, będąca po prostu posiedzeniem kilku osób przy stole zastawionym przekąskami, okazała się bukietem luźnych refleksji FOR w kwestii wysokich obciążeń podatkowych, niepewności prawnej i inwestycji (jak wiadomo nierówności biorą się z tego, że wydajność jest różna).
Ale zostawmy to. Spoźniłam się trochę, 10, może 12 minut. Dzwonię dzwonkiem, dzyń. Na ganek przed willę przy Krasickiego wychodzi asystentka FOR-u. Z daleka patrzy na mnie podejrzliwie, jest mocno zdziwiona.
– A pani, przepraszam, do kogo? – pyta z miną, którą zazwyczaj robi się, kiedy próbujesz wyczuć, czy Jehowa, czy domokrążca.
– Na konferencję??? – prę przed siebie, bo czas.
– Aaaach, no tak – uderza się w czoło dość teatralnie.
Zdziwiło mnie trochę: jak można zapraszać na konferencję, a potem dziwić się, że ktoś przychodzi?
Ale też pacnęłam się w czoło, kiedy weszłam do pokoju, w którym odbywało się owo spotkanie. Sami (z jednym wyjątkiem) mężczyźni w koszulach w stylu poważnego ekonomisty, brody, okulary, zafrasowane twarze – w trampkach, z lnianą torbą oraz innymi atrybutami, faktycznie mogłam tu trochę zaskakiwać obecnością.
No ale do dzieła. Dziennikarze sztuk cztery nie zadają pytań, raczej dzielą się refleksjami. Jest mowa o tym, że 500+ spowodowało, że ludziom opłaca się pracować za minimalną i więcej się starać nie muszą. Pewien starszy liberalny dziennikarz gospodarczy rzuca myśl o robotyzacji: – Maszyna nie płaci ZUS-u, nie trzeba jej ochrzaniać, a – co najważniejsze – nie pije.
Śmiechy.
– Niezależnie od dyskusji o inwestycjach zachęcam Państwa do konsumpcji – zachęcił pan z FOR.
Wiedząc, że nie ma darmowych przekąsek, postanowiłam nie skorzystać.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-19 11:45:59

Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią. Znając warunki pracy w Ryanairze, strajki są w nim tak samo potrzebne, co i m

[ad_1]

Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią. Znając warunki pracy w Ryanairze, strajki są w nim tak samo potrzebne, co i miejsce na jakiekolwiek nogi.
***
A tuż po udostępnieniu tego posta napisał do mnie steward. Warto – zwłaszcza pasaż o Polakach i ich solidarności: "Dzień dobry, dziękuję za ten post dot. strajku w Ryanairze. Nie jest to chodliwy temat, bo personel pokładowy zarabia zazwyczaj w okolicach średnich krajowych, ale sposób zatrudniania woła o pomstę do nieba – samozatrudnienie w Locie, zagraniczne umowy w Ryanairze, Small Planet, zlecenie w EnterAir. Ja jako steward w xxx jestem od ponad dwóch lat zatrudniony na podstawie umowy z zewnętrzną firmą w <nazwa egzotycznego kraju>. Brak jakiegokolwiek ubezpieczenia zdrowotnego, społecznego, nic, null. Jeszcze niedawno moja stawka za godzinę wynosiła 1€. Notoryczne są śmieciowe umowy, do tego terminowe – nawet dla dobrych pracowników, którzy są już w firmie jakiś czas, więc wiadomo, że nadają się do pracy. Zawsze kibicuję strajkującemu personelowi, bo sam doskonale zdaję sobie sprawę jak są traktowani w większości linii – „na Twoje miejsce jest 200 chętnych”, takie samo podejście mają pasażerowie, zawsze gdy jest strajk personelu to widzę komentarze, szczególnie Polaków „jak im się nie podoba to niech zmienią pracę”, „jeszcze im mało”, itd. A praca wbrew pozorom nie jest taka cudowna jak mogłoby się wydawać, ale znaczna większość pracujących tutaj ludzi po prostu ją lubi, dlatego stara się walczyć o lepsze, a w wielu liniach po prostu przyzwoite i godne warunki".


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-18 17:26:35

Z cyklu związkowe insajty.

[ad_1]

Z cyklu związkowe insajty.
Gdybym była ministrą Rafalską, po opuszczeniu dzisiejszych obrad Rady Dialogu Społecznego wyszłabym na ławeczkę przy Limanowskiego, i zapalając cienkiego Elema wybrała numer premiera mówiąc: "Nie bój żaby, Mateusz, oni wszyscy są już myślami na wakacjach. A Ty dokąd wybierasz się w tym roku?".​​​​​
Nie chcę robić za łamistrajka, ale przepraszam wszystkich, których okłamałam, ekscytując się potencjalnym wielkim protestem budżetówki, w której zarabia się psie pieniądze typu 1,5 tys. zł. Byłabym zapomniała: tu jest Polska, tu nie ma nagłych zwrotów akcji, protestów jak we Francji, wieców jak w Berlinie, na które przychodzi 1 mln osób.
Dziś na posiedzeniu RDS rząd oświadczył, że płace w 2019 roku budżetówce pozostaną zamrożone. Czy Jan Guz, szef OPZZ, który jeszcze we wtorek grzmiał, że "daje rządowi czas do czwartku na decyzję w sprawie odmrożenia płac" i że "żarty się skończyły" – inaczej rozpęta się piekło – wstał i powiedział: "A to ja przepraszam się z Państwem, ale opuszczam to pomieszczenie. Pędzę zakładać komitety strajkowe!"? Czy były emocje? Czy skandowano "Hańba!"?
Nie, po prostu rząd powiedział, ze niczego nie da, podialogowano chwilę o potrzebie dialogu, po czym RDS przeszedł do kolejnego punktu obrad: prawa zamówień publicznych. Była kawa, były ciastka (chyba Tago).
Znacie to uczucie, kiedy gracie na Plejstejszyn, już niemal macie acziwment, ale paseczek energii bohatera niechybnie się wyczerpuje? Tak było na RDS-ie.
Czy więc strajku budżetówki nie będzie?
Mam kryształową kulę, więc Wam odpowiem: są wakacje, więc póki co protestować sobie będą policjanci i reszta mundurówki. We wrześniu może coś zdarzy się w szkołach, bo prócz strażaków tylko Broniarz wygląda na zdeterminowanego. I tak to będzie sobie pełzać. W międzyczasie Piotr Duda, szef żółtego związku zawodowego, do którego zupełnym przypadkiem należę, dogada się z Morawieckim. Wyjdą i rzucą budżetówce jakiś ochłap. "Tygodnik Solidarność" napisze, że OPZZ groził, a Duda wynegocjował. Dojdzie jeszcze pewnie do akcji Porozumienia Zawodów Medycznych. Ale nie będzie to wielki i spektakularny protest całego sektora publicznego.
Nie tylko opozycja w tym kraju cierpi na uporczywy uwiąd sił witalnych. Opozycyjne, bo nieskoligacone z władzą związki zawodowe też. Szkoda, bo taki protest miałby wielki, wielowymiarowy potencjał i mógłby być ważną rozgrywką przed przyszłorocznymi wyborami. Mimo to życzę szczęścia i trzymam kciuki. Bardzo chcę się mylić.
A w załączeniu zdjęcie z płomiennych obrad. Tak się bawi, tak się bawi ER-DE-ES!

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-12 14:02:22

Albo kiedy piszesz tekst o nadchodzącym wielkim proteście w budżetówce, a potem komentarz doń: pod sakramentalnym hasłem

[ad_1]

Albo kiedy piszesz tekst o nadchodzącym wielkim proteście w budżetówce, a potem komentarz doń: pod sakramentalnym hasłem "Gdzie, do cholery, jest opozycja?!?1".
Robi się późno, zmęcz, więc nadajesz tytuł na żarty, pierwszy lepszy z głowy. Redaktor_ka i tak sobie na pewno zmieni, zawsze zmieniają – myślisz – i opuszczasz zakład pracy. Otóż nie tym razem.
A tak na poważnie, to faktycznie zanosi się na wielki protest. A ja, jak zwykle, gorąco polecam pikietowanie, protestowanie i strajkowanie : (http://wyborcza.pl/7,155287,23656547,bedzie-wielki-protest-…).


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-11 09:49:05

Naprawdę staram się nie emocjonować poczynaniami obecnej władzy, bo dostarczają tyle kontentu, że człowiek nic tylko by

[ad_1]

Naprawdę staram się nie emocjonować poczynaniami obecnej władzy, bo dostarczają tyle kontentu, że człowiek nic tylko by chodził podminowany. Ale teraz to trafił mnie szlag.
Marszałek Karczewski wybył bowiem do Niemiec, by tam – cytuję Polskie Radio – "walczyć o podstawowe prawa Polonii".
– Np. nie we wszystkich szkołach i landach organizowane są lekcje polskiego – obruszał się marszałek. Wyraził też nadzieję, że prawa odbierane przez Niemców Polonii wywalczy.
Marszałku Karczewski, Marszałku Ty Jeden Niekonsekwentny i Przebrzydły.
Niemcy nie tylko organizują lekcje polskiego, wietnamskiego czy tam lapońskiego dla dzieci, Niemcy organizują lekcje niemieckiego dla dorosłych imigrantów, bo ich integrują, Niemcy tworzą wielonarodowe patrole policji, żeby każdego poszkodowanego móc zrozumieć, Niemcy tworzą telefony wsparcia w wielu językach, strony internetowe urzędów w całej feerii języków świata, Niemcy wydają miliardy na świadczenia dla imigrantów. Polacy masowo, jesteśmy tu w ścisłej czołówce, pobierają nie tylko zasiłek Hartz IV, ale też Kindergeld na swoje polskie dzieci. Mają podstawowe prawo do ogromnego wsparcia.
>TYMCZASEM W POLSCE pracują już 2 mln Ukraińców. Część sprowadza rodziny. Wszyscy oni są zostawieni na pastwę losu. Mamy 12 tys. szkół podstawowych. Wiecie w ilu prowadzone są lekcje ukraińskiego? Tak, zgadliście. Wiecie, ile kursów polskiego – celem integracji – organizuje państwo polskie? Tak, zgadliście. Wiecie, jaka pomoc przysługuje – mieszkaniowa, finansowa, dowolna – imigrantowi z Ukrainy? Tak, niemal żadna. Jeśli przyjedzie tu z całą rodziną, to pod warunkiem pracy dostanie 500+ – Polaków ten warunek nie obowiązuje. Wszystko, co jest robione w celu pomocy i zintegrowania tych ludzi, robione jest rękami organizacji pozarządowych. Państwo ma w głębokim poważaniu losy 2 mln ludzi. Nie prowadzi wobec nich żadnej polityki.
Więc może Marszałek przestanie pleść androny o prawach, wróci na łono ojczyzny, i zanim zacznie pouczać innych, da Zachodowi przykład, jak traktuje się mniejszości narodowe.
Gdybym była Angelą Merkel, zaprosiłabym do siebie Marszałka ma sznapsa i polewając mu rzekła:
– Lieber Herr Karczesky, prosimy pana o wybaczenie, źle postępowaliśmy. Ale dostrzegliśmy swój błąd i nastąpi korekta. Od teraz niemiecką Polonię będziemy traktować tak, jak na to zasłużyła: tak jak Polska Ukraińców. Prost!

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-07 16:30:12

Jan Hartman – polski profesor, filozof i bioetyk.

[ad_1]

Jan Hartman – polski profesor, filozof i bioetyk.
Macie dobre wrażenie: równie dobrze mógł to napisać Majcherek lub Mikołejko. Wszystko to profesorowie, więc – parafrazując Hartmana – „pomysł, by każdy starszy, biały facet z ulicy zostawał profesorem, wydaje się absurdalny”. Musimy z tym skończyć. Dziś!

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-07-03 22:11:36

Klikbajtowy tytuł: "Uwaga, jednak będzie reforma kodeksu pracy PiS! I to jaka!"

[ad_1]

Klikbajtowy tytuł: "Uwaga, jednak będzie reforma kodeksu pracy PiS! I to jaka!"
Treść: Rafał Woś reprezentował niedawno dość oryginalną tezę, jakoby PiS rwał się do likwidowania śmieciówek. Przeszkadzać mu w tym mają hejterzy partii rządzącej, poplecznicy PO i lobby pracodawców, którzy tym próbom zgodnie ukręcają łeb. Ja na szczęście – jako symetrystka – sprawę mogę traktować obiektywnie.
Jeśli wspominaliście ostatnio nowy kodeks pracy i właśnie śmieciówki, to uprzejmie donoszę, że niestety PiS nie ma i nigdy nie miał zamiaru ich likwidować.
Dziś wiceminister Marcin Zieleniecki obwieścił, że owszem, będzie nowelizacja starego kodeksu pracy. Ale z nowego wezmą tylko to, co jest "niekontrowersyjne" i "nie skłóci związków i pracodawców". Co chciałby zrealizować wiceminister? Otóż podobają mu się zapisy o telepracy i działaniach pojednawczych (że co?!).
Do wyborów został rok. A to oznacza, że rządowi, który zdołał wywrócić kraj do góry nogami w ciągu li pierwszego miesiąca, na realizację obietnicy dotyczącej umów cywilnoprawnych nie starczyło kadencji.
A dlaczego nic z tego nie będzie? To proste, ale na wszelki wypadek tłumaczę w komentarzu, który załączam – śmieciówki są jak niepełnosprawni. Nie ma ich w kajecie Jarosława Kaczyńskiego z pilnymi sprawami do załatwienia: [http://wyborcza.pl/7,155290,23602289,smieciowek-nie-ma-w-ka…]
(a w komentarzu wklejam tekst o dzisiejszych wypowiedziach ministra)

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2018-06-27 17:00:22