[ad_1]
Jak kardynał Gulbinowicz i inni przedstawiciele kleru chronili pedofila. Kuria odpowiada, że odpowiedzialność ponosi tylko sprawca, po czym proponuje ofiarze "stypendium", aby tylko zrzekła się roszczeń wobec Kościoła. Czy tak reaguje ktoś, kto ma czyste sumienie?
"Uważano, że dla Kościoła najlepiej będzie, jeżeli oskarżenia o wykorzystywanie będą załatwione przez struktury kościelne, żeby uniknąć skandalu. Takie próby unikania skandalu doprowadziły Kościół do jednego z największych skandali w historii” – ks. Diarmuid Martin, prymas Irlandii.
***
Sprawa skazanego w 2015 r. na siedem lat więzienia ks. Pawła K. wróciła za sprawą pozwu, z którym wobec archidiecezji wrocławskiej i bydgoskiej wystąpił pełnomocnik jednej z ofiar – Karola, byłego ministranta, wielokrotnie molestowanego, a ostatecznie zgwałconego co najmniej siedem razy przez pedofila w sutannie. Większości tych czynów Paweł K. dopuścił się wobec nieletniego poniżej 15. roku życia. Gwałcić zaczął chłopca jednak trzy miesiące po tym, jak ten ukończył 15 lat. Tylko dlatego jego nazwiska próżno dziś szukać w słynnym Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym, popularnie nazywanym „listą pedofilów”. Nie wiedzieć czemu ustawodawca postanowił, że trafiać będą do niego tylko ci, którzy skrzywdzili dzieci młodsze niż 15 lat.
Ksiądz pedofil potrafił rozmawiać z dziećmi i ich rodzicami
Karola poznałem w 2014 r., jeszcze przed skazaniem jego prześladowcy, w Bydgoszczy. Zwykły, raczej drobnej postury, niewyróżniający się niczym, wtedy już 18-latek. Grzeczny, cichy, małomówny, jakby zamknięty w sobie. Od krzywdy, której doznał od ks. Pawła, minęły wtedy trzy lata. Ale chłopcu, przygotowującemu się wówczas do matury, i tak niełatwo było wspominać to, co się wtedy stało.
Poznałem ks. Pawła około roku 2006. W parafii, do której należałem i do kościoła której chodziłem z mamą i bratem – opowiadał Karol. – Miałem wtedy dziesięć lat, ale pamiętam, że ksiądz zachęcał wszystkich chłopców, by wstępowali do służby liturgicznej. Sprawiał wrażenie człowieka przyjaznego, otwartego. Zacząłem więc służyć do mszy, nawet trzy razy w tygodniu: dwa razy w dni powszednie i zawsze w niedzielę.
Ksiądz potrafił rozmawiać z dziećmi, szybko więc nawiązaliśmy bliższy kontakt. Po mszach i piątkowych zbiórkach często zabierał kilku chłopców do kina, na basen, na pizzę. Jeśli kogoś nie było na to stać, to zawsze płacił ksiądz. Przychodził też do nas na urodziny, poznawał naszych rodziców. Zachowywał się bardziej jak kumpel niż duchowny. Ale nie budziło to niczyjego niepokoju, bo nie wiedzieliśmy wtedy nic o jego problemach z Wrocławia, gdzie, jak się okazało później, był zatrzymywany za propozycje składane nieletnim chłopcom i posiadanie dziecięcej pornografii.
Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że jego zachowanie od początku było niewłaściwe. Lubił nas łapać za ręce, nogi, „miziać”. To nie było jednak jakieś przekraczające normy. Dlatego pewnie nikt na to nie zwracał uwagi.
Oskarżająca później Pawła K. prokurator porównała działania księdza do zachowania pająka tkającego swoją sieć, by łapać w nią słabsze ofiary. „Zaprzyjaźnił się z małoletnim oraz jego rodziną. Dla rodziców chłopca, jako praktykujących katolików, Paweł K. był nie tylko przyjacielem domu, lecz także z racji wykonywanego zawodu był on przede wszystkim autorytetem moralnym i duchowym” – pisała w akcie oskarżenia.
Bydgoszcz, w której poznał Karola, później wielokrotnie przez niego wykorzystanego, była kolejną (i nie ostatnią) parafią, w której posługę pełnił Paweł K. Nigdy nie powinien był do nich trafić. Bo jego pedofilskie skłonności już wcześniej nie były tajemnicą. Gdyby kościelni przełożeni tej wiedzy nie zlekceważyli, Karol prawdopodobnie nigdy by się z nim nie spotkał.
Ksiądz pedofil skierowany na urlop
Po raz pierwszy Paweł K. został zatrzymany przez policję 5 września 2005 r. We wrocławskim Śródmieściu, gdy trzem małoletnim chłopcom proponował 100 zł „zarobku” w zamian za to, że pojadą z nim gdzieś samochodem.
„Usiłował doprowadzić małoletnich Piotra D., Macieja C., Kornela P. do innej czynności seksualnej, lecz zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na zatrzymanie przez policję” – oskarżał później prokurator. Z policyjnej notatki wynika, że ksiądz miał wtedy przy sobie dwa telefony, kilkaset złotych w banknotach o różnych nominałach i… świeżo zakupioną paczkę prezerwatyw.
Przed zarzutem nakłaniania nieletnich do poddania się innym czynnościom seksualnym Paweł K. ostatecznie się wybronił. Na jego plebanii, w parafii pw. Świętego Ducha przy ul. Bardzkiej we Wrocławiu, gdzie opiekował się ministrantami, znaleziono pokaźnych rozmiarów zbiór dziecięcej pornografii. Filmów i zdjęć.
To przy Bardzkiej Paweł K. wykorzystał pierwszego z chłopców.
Prokuratura: „Jednym z faworyzowanych ministrantów, zdecydowanie wyróżnianym przez księdza, był Cyprian M. Paweł K. wielokrotnie zapraszał go do swojego pokoju na plebanii (…) wielokrotnie proponował stosunek płciowy, a nawet zabierał go w miejsce spotkań męskich prostytutek, proponując, by wspólnie złożyli ofertę któremuś z czekających na klienta chłopców. (…) Początkowo małoletni traktował to jako żart. Podczas jednego ze spotkań, na które małoletni przyszedł do pokoju Pawła K., Paweł K. ponowił propozycję odbycia stosunku oralnego. Małoletni uległ wówczas Pawłowi K., ten zaś doprowadził go do oralnego stosunku płciowego, podczas którego pokrzywdzony był stroną bierną, zaś Paweł K. czynną”.
Z tego, że ma do czynienia z tego rodzaju człowiekiem, doskonale zdawał sobie sprawę kierujący parafią nieżyjący już proboszcz Czesław Mazur.
– Wiele razy narzekał na ks. Pawła, żalił się, że nie wie, co z nim zrobić, bo jest niebezpieczny – opowiada parafianin i bliski znajomy proboszcza, znany i ceniony prawnik. – Któregoś razu, już znacznie spokojniejszym tonem, poinformował mnie, że rozmawiał w końcu o sprawie ze „starym”. Zrozumiałem, że chodziło o arcybiskupa. Powiedział mu o swoich podejrzeniach i wyraził opinię, że ten człowiek nie nadaje się do stanu duchownego.
Aż do pierwszego zatrzymania księdza nikt w Kościele nie zrobił jednak nic, by pozbyć się go ze swego grona. By chronić przed nim najmłodszych. Nawet wtedy, gdy okazało się, że lubi zdjęcia z dziećmi, zamiast wydalić księdza ze stanu kapłańskiego, wysłano go na „bezpłatny urlop”, który spędzał zresztą w Domu Księży Emerytów przy ul. Katedralnej. Naprzeciw siedziby arcybiskupa. A żeby nie utrudniać mu życia obowiązkiem cotygodniowego meldowania się w komisariacie policji, ręczył za niego sam kardynał Henryk Gulbinowicz: „Proszę o przyjęcie mojego osobistego poręczenia, iż ksiądz Paweł K. stawi się na każde wezwanie organów oraz nie będzie w sposób bezprawny utrudniał postępowania” – napisał 13 września 2005 r. do prokuratora.
Zbyt poufałe relacje z uczniami
Gdy po roku „urlopu” Paweł K. przeniesiony został do Bydgoszczy, ponownie skierowano go do pracy z dziećmi. Znów opiekował się ministrantami i pracował jako katecheta w jednej z tamtejszych podstawówek. Zanim jednak „upatrzył” sobie Karola, adorował innego chłopca.
„Negatywne nastawienie matki Romana T., w tym jej interwencja w szkole i wizyta w komisariacie policji ze skargą na Pawła K., nie doprowadziło do zacieśnienia tej relacji” – ustalili później śledczy.
Policja skargę matki zbagatelizowała. A po piśmie dyrektorki szkoły do proboszcza parafii, w której Paweł K. opiekował się ministrantami, że „relacje kapłana z uczniami są zbyt swobodne, wręcz poufałe”, został on przeniesiony w kolejne miejsce.
W Miliczu, do którego trafił, jego zachowanie też szybko przykuło uwagę. Ale skargi jednego z księży i ministranta, składane do proboszcza parafii, w której posługę pełnił ks. Paweł, pozostawały bez reakcji. Z kolejną udali się więc do wrocławskiej kurii. Rozmawiali z jednym z biskupów. Znów bez efektu.
Z Milicza Pawła K. odwołano dopiero wtedy, gdy zapadł wyrok w sprawie z 2005 r. dotyczącej dziecięcej pornografii, którą miał w swoim komputerze. Od sądu ksiądz dostał rok pozbawienia wolności z zawieszeniem na pięć lat, a Kościół wreszcie zabronił mu jakichkolwiek kontaktów z nieletnimi i skierował jako kapelana do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego Sióstr Boromeuszek we Wrocławiu.
Duchowny jednak kontaktów z dziećmi nie zaniechał.
Karol: – Zadzwonił do mnie do Bydgoszczy jakoś w listopadzie 2010 r. Mówił, że pracuje i mieszka u sióstr we Wrocławiu, i zaproponował, żebym go odwiedził. Miał tam mieszkanie – dwa pokoje z łazienką – i pamiętam, że przestrzegał, że lepiej, aby mnie nikt tam nie widział. Za dnia było bardzo fajnie, pojechaliśmy na Rynek, do aquaparku. W nocy przyszedł jednak do mojego pokoju i zaczął mnie dotykać. Potem groził, że jeśli komuś powiem, o wszystkim opowie mojej mamie. Kolejnej nocy zrobił do samo. Gdy wróciłem do domu, zaczął dzwonić. Pytał, czy mi się podobało. Namawiał na kolejne wyjazdy. Jak mówiłem, że nie mam ochoty, to znowu groził.
Na kolejne „wycieczki” Paweł K. zabierał chłopca do hotelu Hilton w Warszawie i hiszpańską na wyspę Fuerteventurę. Tam co najmniej siedmiokrotnie go zgwałcił.
Sąd: Wykorzystał rolę księdza
Karol: – O jego zatrzymaniu dowiedziałem się dopiero na Wielkanoc 2013 r. Pamiętam, że mi trochę ulżyło. W listopadzie dostałem wezwanie na policję, bo sprawdzali wszystkich ministrantów i uczniów ze szkoły, każdego, kto miał jakikolwiek kontakt z księdzem. Gdy przyjechałem do Wrocławia na rozprawę i zobaczyłem go, jak siedzi na ławce pod salą, wpadłem w panikę. Podczas zeznania poczułem się jak po spowiedzi. Od tamtego czasu nie chodzę już do kościoła. Wierzyć wierzę, ale do kaplicy wejść nie mogę.
Historii Karola nie udałoby się wyjaśnić, gdyby nie błąd, który w 2012 r. popełnił Paweł K., kiedy to jak gdyby nigdy nic na trzy dni przed Wigilią zameldował się w jednym z ekskluzywnych wrocławskich hoteli z 13-letnim chłopcem. Ich swobodne zachowanie, wspólne kąpiele w basenie i okazywana czułość zaalarmowały personel hotelu, który powiadomił policję.
W czasie gdy ksiądz odprawiał mszę w jednej z podwrocławskich miejscowości, funkcjonariusze weszli do jego pokoju, w którym (a także w samochodzie księdza) znaleźli komputer, kamerę i materiały pornograficzne z udziałem nieletnich chłopców. Również tego, z którym w hotelu zameldował się duchowny – jak się później okazało, upośledzonego intelektualnie. Na jaw wyszło też to, że z tym samym chłopcem Paweł K. meldował się w owym hotelu regularnie: byli trzykrotnie w sierpniu, kolejne trzy razy w październiku i dwukrotnie w listopadzie.
Gdy w 2015 r. sędzia Maciej Skórniak wymierzał mu karę siedmiu lat więzienia, mówił: – Skala krzywd, jakich doznali chłopcy wykorzystywani przez ks. Pawła K., może być niezrozumiała dla tych, którzy nie uczestniczyli w procesie i nie słuchali ich zeznań. To nie złamane kości i siniaki. To rany osobowości, z którymi trzeba żyć latami. Wyrok jest wysoki, bo szkodliwość społeczna czynu była duża. Oskarżony działał w sposób rozmyślny i zaplanowany, wykorzystując pełnioną rolę księdza.
Kościół o księdzu pedofilu: Nie nasza sprawa
Przed wtorkowym przesłuchaniem w tej sprawie byłego już metropolity wrocławskiego abp. Mariana Gołębiewskiego próbowaliśmy zapytać, dlaczego Pawła K. nie odsunięto od zajęć z dziećmi już w 2005 r. Arcybiskup nie chciał jednak rozmawiać. Na nasze pytanie przesłane do kurii, czy poczuwa się ona do obowiązku zadośćuczynienia krzywdom wyrządzonym przez księdza, o którym było wiadomo, że jest pedofilem, dostaliśmy odpowiedź: „Zgodnie z wytycznymi Konferencji Episkopatu Polski odpowiedzialność karną i cywilną w takich przypadkach ponosi sprawca”.
Rzecznik archidiecezji ks. Rafał Kowalski podkreśla, że czyny, których dopuścił się Paweł K., „miały miejsce w czasie niezwiązanym z posługą kapłańską”.
Już po prawomocnym wyroku dla Pawła K. z Karolem skontaktował się pełnomocnik archidiecezji, proponując mu „stypendium” w wysokości 40 tys. zł. W zamian za zrzeczenie się jakichkolwiek roszczeń względem Kościoła. Czy tak reaguje ktoś, kto ma czyste sumienie?"
http://wyborcza.pl/…/7,124059,24228999,biskupi-przenosili-k…
Ksiądz pedofil był przenoszony z parafii do parafii. Dziś przełożeni mówią: to nie my
Biskupi przez lata bagatelizowali pedofilię księdza Pawła. Żeby nie było skandalu, przenosili księdza pedofila z parafii do parafii. Dziś jedna z ofiar domaga się odszkodowania, ale oni mówią: – To nie my.
[ad_2]
Źródło
Opublikowano: 2018-12-02 12:31:10